Wojciech Bońkowski
O winie i nie tylko

Cena marzeń

Posted on 5 maja 2011

Gdy jakiś czas temu opowiadałem Państwu o najdroższych burgundach grand cru wywołujących, nolens volens, szybsze bicie serca winomanów i gdy niedawno prezentowałem kilka z nich w wąskim gronie osób nieskorych do wydawania 300 czy 500 zł na butelkę wina, usłyszałem kilkakrotnie coś w tym rodzaju:

No tak, grand cru, premier cru, ale to wszystko pic na wodę i golenie frajerów, przecież te wina nie mogą być 10 razy lepsze od zwykłego burgunda, jak na to wskazują ich ceny.

Mogą, nie mogą, to wieczyste pytanie często mnie nawiedza. Sam z powodu płytkiej sakiewki nie kupuję grands crus, a gdy je próbuję z cudzej flaszki, często rozczarowują mnie prostotą i tym, że faktycznie niewiele (lub nic) je odróżnia od premier. A ich ceny są co najmniej dwa razy wyższe i unoszą się już nawet nie w strato-, lecz wręcz termosferze. Na przykład u Roberta Mielżyńskiego Gevrey-Chambertin z Domaine Taupenot-Merme kosztuje 191 zł, a grand cru Mazoyères-Chambertin aż 456 zł. W 101win.pl Chablis Williama Fèvre’a kosztują 106–183 zł (premiers crus) i 250–328 zł (grands).

18 właścicieli na 7,99 ha. © Joseph Drouhin.

Czy jednak grand cru jest zupełnym picem? Życie dopisało do tej kwestii ciekawy akapit na degustacji win Joseph Drouhin zorganizowanej zeszłej zimy przez importera Centrum Wina. Drouhin to jeden z wielkich burgundzkich hurtowników (négociants), ze swoimi 3 mln butelek wszechobecny na wszystkich rynkach i budzący uczucia mniej więcej takie, jak niedawno opisany przeze mnie Masi. Stołując się w warszawskich restauracjach trudno nie wypić kilka razu do roku tutejszego Chablis albo prostego burgunda Laforêt, które nie są złymi winami, ale trudno poczuć przy nich dreszczyk emocji czy cieszyć się ze szczególnie dobrze wydanych (niemałych) pieniędzy.

Warszawskie spotkanie, będące częścią wspomnianej już przeze mnie degustacyjnej ofensywy Centrum Wina, skupiło się na czterech rocznikach najbardziej znanej etykiety Drouhina, czerwonego Beaune Clos des Mouches (klasyczny i przekonujący 2007 lepszy od prostego 2006, świetny, powyżej oczekiwań 2003, lekko zestarzony i poniżej oczekiwań 1996; 219 zł), lecz jest to ledwie premier cru, bez związku z naszym tematem. Dlatego ciekawsze okazało się crescendo win białych prowadzące m.in. przez świetne Chassagne-Montrachet Premier Cru Morgeot 2007 (niedostępne w Polsce, ok. 60€) aż do Montrachet Marquis de Laguiche 2006 (dziewięćset dziewięćdziesiątych złotych polskich za butelkę…).

Niby wapień jak gdzie indziej, a jednak... 990 zł za flaszkę. © Joseph Drouhin.

Montrachet to najbardziej legendarna parcela Chardonnay. Jedno z dziewięciu burgundzkich grand cru w bieli, którego jakość rozpoznali już cysterscy mnisi w Średniowieczu. Z 7,99 hektara powstaje rocznie tylko 40 tys. butelek białego wina uważanego za najlepsze na naszej planecie. Przechodzące mimo winnicy wojska napoleońskie miały obowiązek salutować, a za każdy tutejszy kamyk jurajskiego wapienia winiarze są gotowi niemal zabić (od 20 lat do sprzedaży nie trafiła nawet piędź ziemi z Montrachet; teoretyczna wartość hektara to co najmniej 10 mln €). Na półce wina ze słowem na M. kosztować mogą nawet 2000€. Drouhinowie mogą doprawdy mówić o szczęściu, gdyż dzięki owianej legendą umowie z markizem de Laguiche (którego ród jest właścicielem Montracheta od, bagatela, 1363 roku), dysponuje największą, bezcenną, 2,1-hektarową parcelą w obrębie grand cru.

Krótkie dotknięcie absolutu.

Piłem to wino z pomieszaniem sceptycyzmu i emocji. Nie miałbym żadnych skrupułów, aby orzec, że niczym szczególnym się nie wyróżnia, ale się wyróżnia. Stonowany aromat, lekko miodowy, słoneczny, opowiada w kilku słowach historię ciepłego roku 2006. W ustach praktycznie nie zauważa się beczki; przy dużej koncentracji i mocnej strukturze całość jest niemal zwiewna. A przede wszystkim ma to krystaliczne „coś”, mineralny wziernik, hipnotyzującą czystość, jedwabiste dotknięcie winiarskiego absolutu, które znaczy przejście od premier do grand. Skłamałbym mówiąc, że za ten dotyk zapłaciłbym kilkaset złotych, ale to przeżycie z pewnością wyleczyło mnie ze sceptycyzmu wobec grands crus i legendarnego nimbu, jaki otacza garstkę najlepszych win w Burgundii.

650 lat w rękach jednej rodziny. © Joseph Drouhin.

Wina Joseph Drouhin degustowałem na zaproszenie producenta oraz importera Centrum Wina. (Co do innych win Drouhina, z rocznika 2009 wprost niezwykle podobało mi się Chablis Grand Cru Bougros, jedna z najlepszych białych butelek rocznika).