Wojciech Bońkowski
O winie i nie tylko

Galowe spotkania

Posted on 11 listopada 2011

Magazyn WINO po raz kolejny udowodnił, że organizuje najlepsze winiarskie eventy w Polsce. Środowa degustacja Grand Prix obezwładniała bogactwem wyboru świetnych win i podobne odczucia miało chyba 700 przybyłych gości.

Gala Grand Prix 2011 Magazynu WINO

Franciacorta - wyspa szczęśliwości?

Gościem specjalnym tegorocznej gali był region Franciacorta. Ta włoska apelacja win musujących w ciągu 15 lat odniosła piorunujący sukces we Włoszech, dorównując Szampanii i co roku zwiększając sprzedaż mimo ogólnego marazmu winiarskiej Italii. W ramach bezprecedensowej warszawskiej prezentacji mieliśmy okazję spróbować 35 win. Odczucia mam szczerze mówiąc mieszane. Wina były w większości dobre. Niektóre nawet bardzo – wyróżniłbym Il Mosnel z arcysolidnym podstawowym Brut oraz ostrym, kwasowym, wyniosły Extra Brut EBB 2007, Ca’ del Bosco (żadna niespodzianka, bo to najbardziej utytułowany producent Franciacorta) szczególnie z Dosage Zero oraz Antica Fratta, której Brut Essence zawsze się wyróżnia wśród innych (importer: Centrum Wina). Lecz wiele innych win było dość zwyczajnych. Czystych, smacznych, lecz nie lepszych od tysięcy innych win musujących nie tylko z Szampanii, ale i całego świata. W związku z tym mam pewne wątpliwości co do komercyjnych szans Franciacorty w Polsce. Poza wyróżniającymi się nazwiskami nie bardzo wiem, co skłoni polskiego winopijcę do wysupłania niemałych wszak pieniędzy akurat na te flaszki. Z pewnością nie cena, wyższa nie tylko od produkowanego tańszą metodą kadziową Prosecco, ale i od Cavy oraz od przyzwoitych komercyjnych bąbelków w rodzaju Jacobs Creek Sparkling. Nie osobowość, bo właśnie tej wielu Franciacortom brakuje najbardziej. Może wystarczy odwieczna polska miłość to wszystkiego, co włoskie.

Gala Grand Prix 2011 Magazynu WINO

O godz. 17 tyle zostało z Człowieka Roku.

Co jeszcze dobrego na gali Magazynu WINO? Klasę potwierdził Importer Roku Wina.pl, gdzie wszystkie wina miały mnóstwo osobowości i wyrazistości właśnie. Portugalskie Cunha Martins 2009 ze współczuciem kazało mi pomyśleć o tych, którzy z powodu „wzrostu kursu euro i podniesienia cen” mają problemy ze znalezieniem dobrej butelki poniżej 30 zł. Moulin de Gassac Classic 2010 z Winkolekcji było eksplozją radosnego, codziennego picia. Lecz istotniejsze od butelek okazały się spotkania z człowiekiem. Nie udało się co prawda z Winiarzem Roku Magazynu WINOReinhardem Löwensteinem z winiarni Heymann-Löwenstein, który już rano po odebraniu medalu musiał wrócić do Niemiec. Wtopą roku z pewnością można nazwać zaprezentowania przez importera 101win.pl zaledwie jednego (sic) wina od tego wybitnego winiarza. Löwensteinowi przyznaję jednak nagrodę za Cytat Roku; odbierając medal podkreślał, że winiarstwie najważniejszy jest człowiek:

The spirit of man is what gives energy to the wine.

Wspaniałe było spotkanie z państwem Raffault z winiarni Olga Raffault (Mielżyński), uosobieniem Francji z jej tradycją, spokojem, umiarem i ponadczasowością. Pozbawiona emfazy głębia Chinon Les Picasses 2005 będzie mi się śniła po nocach. „Wspaniała inaczej” okazała się rozmowa za to z Patrickiem Meyerem (Enoteka Polska). Meyer nie lubi miasta, nie lubi degustacji, zaczynam mieć wątpliwości, czy lubi klientów. Nie podoba Ci się, nie pij – odrzekł trafnie, choć niesympatycznie jednemu z gości.

Gala Grand Prix 2011 Magazynu WINO Patrick Meyer

Patrick Meyer i biodynamiczny chaos.

Wina Meyera dzielą. Nie tylko publiczność – niektórzy odrzucają je z góry już po samym zapachu, inni poszliby za Meyerem w ogień. Dzielą też człowieka na pół. Podany do kolacji galowej Muscat Petit Fleur 2010 był fatalny, utleniony, rozlazły i jeszcze lekko gazowany (refermentacja?). Z kolei nalewane przez Patricka Pinot Blanc Pierres Chaudes 2010 zdumiewało smakowym horyzontem niedostępnym zwykle tej prostolinijnej odmianie; podstawowy Riesling 2010 z winnic na nizinie hipnotyzował połączeniem nut słodkich i słonych. Wina dobre, kiedy się uda, czego winiarz zresztą nie krył, mówiąc bez krzty kokieterii:

Robię sporo niedobrych win. Każdy winiarz robi wina nieudane. To nie szkodzi. Chodzi o to, by czasem się udało i by być w zgodzie ze sobą.

Maliny świeżo zerwane z krzaka w leśnej ostoi też niekiedy są niesmaczne – a to kwaśne, a to nadgniłe. Tylko te najlepsze mają smak, który pamięta się przez lata. Nieswojo czujący się wśród pytań o winifikację i cukier resztkowy Meyer swymi kwaśnymi półsłówkami próbuje przekazać nam tę prostą wydawałoby się prawdę. Usiłuje przezwyciężyć ideologiczne podziały, jakie narosły wokół takich spraw, jak biodynamika czy wina bezsiarkowe. Abyśmy spotkali się, skromni, wokół butelki tego dziwnego bytu, który zwie się winem, nie myśląc egoistycznie o własnej przyjemności, lecz o ogromie świata, w którym jesteśmy gośćmi. To była dobra rozmowa.

W degustacji Grand Prix uczestniczyłem na zaproszenie Magazynu WINO.