Wojciech Bońkowski
O winie i nie tylko

Termin przydatności

Posted on 25 marca 2011

Po sukcesie wizyty w Leclerku poszedłem za ciosem i w poszukiwaniu przyzwoitych flaszek obiadowych odwiedziłem ursynowski Real (d. Géant). Po kwadransie przeglądania półek zrezygnowałem. Jasne, znalazło się parę przyzwoitych etykiet – Portugalczyków sprowadzanych przez AN.KA i Bordeaux z niskiej półki, ale ogólne wrażenie jest słabiutkie. Wina przypadkowe, ani ciekawe, ani szczególnie tanie. Nie widzę powodu, aby tu zostawiać ciężko zarobione winiarskie pieniądze.

Herbata z prądem – zimna i z cukrem. Kto reflektuje?

A jedna rzecz jest w Realu bulwersująca. Jest nią ambitnie zakrojony regał z winami różowymi. Polacy chyba aż tyle rosé nie piją, by uzasadniać te trzydzieści etykiet z sześciu krajów. Podejrzenie, że ten różowy zawrót głowy jest zupełnie od czapy, znajduje potwierdzenie w proponowanych rocznikach. Z nielicznymi wyjątkami wino różowe pije się młode – tej prawdy powinno się nauczać w szkołach ogólnokształcących. Młode to znaczy aktualnie z rocznika 2010. (Za dwa–trzy tygodnie na półki zaczną trafiać róże nowoświatowe z 2011). 2009 to już jest rosé stare i w przypadku taniego wina z supermarketu – prawdopodobnie marne. W Realu butelki z 2009 to luksus. Dominuje 2008, nie brakuje… 2007! To zupełnie nie do przyjęcia – jawne nabijanie konsumenta w butelkę. A niestety Real nie jest wyjątkiem. W wolskim Auchan rosé z 2007 stoją od podłogi do nieba w gorącym świetle żarówek, a ich herbaciany kolor nie daje nadziei na nic pijalnego.

Z kronikarskiego obowiązku zakupiłem w Realu za 28 złotych polskich australijskie Jacob’s Creek Shiraz Rosé 2007. Smak zgodny z przewidywaniami. Najbliższe skojarzenie: zimna herbata z prądem. Gdy szanujący się sklep sprzedaje jogurt dwa tygodnie po terminie przydatności do spożycia, obniża cenę o połowę i wystawia go w specjalnym kartonie ze spadami. Dlaczego tak się nie dzieje z winami?

Jacob’s Creek ma nawet swój skromny showroom. © Jacob’s Creek.

Jacob’s Creek to jedna z największych marek na świecie, najlepiej sprzedające się wino m.in. w Wielkiej Brytanii. Supermarketowa masówka, do której jednak nie jestem nastawiony źle. Tutejszy Shiraz Cabernet jest całkiem przyzwoitym winem codziennym (choć nie tak tanim – ok. 29 zł). A już zupełnie przekonujący jest Jacob’s Creek Sparkling, solidne wino musujące (metoda klasyczna z Chardonnay i Pinot Noir, częściowo produkowana na Tasmanii, ziemi obiecanej winiarstwa na antypodach) które bez przykrości prezentowałem przy kilku okazjach, m.in. warsztatów serowych w La Fromagerie – całkiem dobre połączenie z camembertem.

Jacob’s Creek jest więc przyjacielem początkującego winomana, pod warunkiem, że oferowane są aktualne roczniki. Rosé z 2009 to już ostatni gwizdek, a 2007 – absolutnie poniżej krytyki. Podobnie jak stare Beaujolais Nouveau, to wino jest po prostu przeterminowane i w ogóle nie powinno być sprzedawane. No ale może być jeszcze gorzej.

W innym supermarkecie na L nawet czerwone Bordeaux sprzedają z 2009. (Bardzo je polecam za 16 zł).

Jacob’s Creek Rosé 2007 – własny zakup.