Roda bez urody
Posted on 3 czerwca 2009
Takie degustacje to deser winomana. Zmęczywszy w maju pięćdziesiąt nudnych win różowych, a nawet jedno Primitivo w 3-litrowym kartonie, dostałem w poniedziałek ciastko w postaci pionowej degustacji wina Roda I. Robert Mielżyński z okazji otwarcia nowej winiarni w Poznaniu zaprezentował tamtejszej publiczności wszystkie roczniki arcysławnej Riojy. Dla nieobecnych udało się ten przegląd powtórzyć w Warszawie.
Bodegas Roda to jedna z czołowych posiadłości w tej hiszpańskiej apelacji; w niemal wszystkich klasyfikacjach staje na podium, zwłaszcza jeśli klasyfikujący popiera tzw. nowoczesny styl Riojy. Trzy tutejsze wina – Roda Reserva, Roda I i supermedialny Cirsión, stanowią ucieleśnienie hiszpańskiej moderny i nowoczesnej winifikacji szczepu Tempranillo: niezwykle skoncentrowane, superdojrzałe, buchające owocem, o mięciutkich garbnikach. Zarazem wyrastają ponad przeciętność swego nurtu nienaganną jakością owocu i świetnie użytą beczką. Projekt w szczegółach opisał w artykule sprzed roku Tomek Prange-Barczyński.
Poniedziałkowa pionówka była zatem gratką. Na stole stanęło dwanaście roczników od 1992 do 2004 (w 1993 Roda I nie powstała). Zaczęliśmy, jak zwykło się w takich przypadkach czynić, od win starszych i pierwsze wrażenia były znakomite. 1992 i zwłaszcza 1994 były świetnie przechowane, szlachetne, bardzo ciekawe; 1996 i 1997 – bez takiej struktury i nieco obciążone brettem – to też dużej klasy butelki.
Im jednak dalej w las, tym bardziej pod górę. 2000 był utleniony; 1999 bardzo rozczarował brakiem żywości; 1998 słabł w oczach. 2002 to zmarnowana okazja; zamiast wykorzystać słabiutki rocznik do zrobienia wina prawdziwie finezyjnego, postawiono na zakłamujący naturę pokaz siły. 2003 był skandalicznie alkoholowy, a 2001, choć dobry, nie wzlatywał tak wysoko jak mocno napompowany balon tego rocznika. Z młodszych roczników jedynym winem wysokiej klasy był 2004, ale i on nie uniknął problemów.
Jakich? Nadmierny alkohol: 14-14,5% (w rocznikach z połowy lat 90. 13,5%). Nadmierna dojrzałość i miękkość: to się przy Tempranillo po prostu nie sprawdza. Zbierany przez tradycjonalistów we wrześniu szczep daje odświeżające, wiśniowe wina „jadące” na kwasowości długie dekady; w listopadzie wychodzą waniliowe lody z jeżynową polewą. Ta zaklejająca usta, śmietanowa, bezkwasowa faktura ma w sobie coś nuworyszowskiego; kojarzy mi się nieuchronnie z „Wine Spectatorem” i tzw. stylem międzynarodowym, korumpującym od dwóch dekad historyczne apelacje naszej starej Europy. Rioja wpadła w jego sidła bardziej niż inne. I najwyraźniej siłą grawitacji wciągnęła w swoją czarną dziurą także Rodę, zaczynającą wszak działalność od wysokiego c.
Można się oczywiście spierać, czy nowe roczniki nie pójdą za parę lat w ślad starych i nie znajdą w sobie głębi. Wątpię – ich architektura jest jednak odmienna – lecz kolejnych kieliszków Rody za rok czy dwa nie odmówię. To jest rzecz jasna świetne wino. Tyle, że nie moje.
Pełne sprawozdanie z degustacji wkrótce w Magazynie WINO.