Toast za Polskę
Posted on 4 czerwca 2009
Dzień jak co dzień. Kolejami Mazowieckimi punktualnie i wygodnie dojechałem na drugi koniec miasta (trzeba tylko postawić nowe wiaty na stacji Warszawa-Gocławek). Przeszedłem świeżo wyasfaltowaną ulicą na peryferiach, przy której mieściły się małe zakłady i firmy; przed świeżo otynkowanymi budynkami stały umyte audi i mercedesy. Dotarłem do nowiutkiej hali targowej, gdzie w recepcji w ciągu pięciu sekund dostałem magnetyczny identyfikator, a recepcjonistki sympatycznie się uśmiechały. W hali targowej swe wina polskiej publiczności prezentowało kilkudziesięciu producentów z całego świata. Było kameralnie, ale nie piłem ani jednego złego wina, a mogłem przebierać wśród chablis, sancerre, ribera del duero, chianti, szampanów aż po butelki z dalekiej Australii, przemieszane ze swojskim miodem półtorakiem. Uciąłem pogawędki ze sprzedawcą z dobrze prosperującego sklepu winiarskiego na Żoliborzu i wydawcą z Poznania, który ma pomysł na mocne wejście na rynek książek winiarskich. A także z zadowolonymi z życia winiarzami ze Słowenii, Mołdawii, Macedonii i Gruzji, którzy mogą produkować wina jakie im się żywnie podobają i sprzedawać je wszędzie tam, gdzie znajdą się chętni. W Polsce się znajdują. Pani Wiera z Mokotowa lubi Kindzmarauli, a pan Wiesław z Ostródy woli konkretniejsze Mukuzani.
Na komentowanej degustacji zjawił się nadkomplet dobrze obeznanych z tematem słuchaczy. Toalety były czyste i dobrze oznakowane. Na targach nikt się nie upił, a „kolekcjonerów” proszących o otwarte wino do zabrania do domu było niewielu i budzili powszechną sympatię. Wrociłem do domu zmęczony i zadowolony, a wychodząc z dworca nabyłem jeszcze fantastyczną polską truskawkę po 5 zł za łubiankę. Dzień jak co dzień.
Dwudziestolecie wolności świętowałem skromnie w zaciszu najmniejszej komórki społecznej. Przepełniały nas codzienne uczucia i troski z lekką domieszką dumy i satysfakcji. Za Polskę, wolność i dwadzieścia lat normalności wypiliśmy toast dumnym winem od słoweńskich braci: Dveri-Pax Eisenthür 2005. Nie było idealne (prawdę mówiąć dosyć kwaśne), lecz nawet to wydawało się odpowiednie do okazji. Oby nam się!