T’ga za Jug
Posted on 22 lipca 2009
Tak właśnie zwie się najbardziej bodaj znane wino macedońskie. Nazwa ta oznacza „tęsknotę za południem” i jest jedną z moich w świecie wina ulubionych.
Albowiem, co tu dużo kryć, ja też tęsknię. Tęsknię za widokiem palm i sklepami zamkniętymi od 12 do 16. Za płatami tuńczyka skrawanymi na moich oczach z wielkiej ryby i anyżowym aperitifem na kawiarnianym tarasie. Natomiast nie tęsknię tak bardzo za winami ze słowiańskiej Macedonii. Ten posiadający bodaj najlepsze w całej Europie warunki do uprawy winorośli (rekordowa liczba dni słonecznych, dobre gleby, wysokie położenie winnic, skutkujące wedle niektórych badań najwyższą koncentracją polifenoli ze wszystkich win na świecie) kraj od upadku ś.p. Jugosławii doprawdy nas, winomanów, nie rozpieszczał. Zacofane winnice, brak prywatnych inwestorów, złodziejska prywatyzacja i oligopol paru „winkombinatów” sprawiły, że jakość jest tu wciąż słabiutka. Gdy na różnych targach krążę samoofiarnie wśród stoisk z tzw. Europy Wschodniej, te macedońskie na równi z mołdawskimi należą do najsmutniejszych. Wyróżniają się przede wszystkim łatwo rozpoznawalnym, utleniono-rozwodnionym stylem „jugo”.
W odróżnieniu od mołdawskich, wina z Macedonii w Polsce tak bardzo nie straszą i dają o sobie zapomnieć. Wedle mojej wiedzy w szerszym obiegu zadomowiła się tylko winiarnia Popova Kula (bardzo zaangażowana w eksport do Polski – przeczytajcie ich polską stronę www) oraz spory hurtownik Bovin (w katalogu Eximy). Z tym większą przyjemnością wypatrzyłem w sympatycznej restauracji Nomia na warszawskim Nowym Mieście dyskretny kontuarek ze sprzedażą win z własnego importu. Po 25 zł za butelkę można nabyć sześć etykiet z nieznanej mi dotąd winiarni Disan Hills.
Białe Cuvée 2007 swą niewybitnością wpisuje się w dotychczasowe osiągnięcia Macedonii na polu win białych. Ale nie jest złe. Jest bowiem wolne od wymykającego się definicji, ale łatwo uchwytnego charakteru „jugo”. Jest czyste, techniczne, smakuje jak miliony win zwinifikowane w kadziach stalowych z kontrolą temperatury. Oświadczenie producenta, że w jego skład wchodzą Žilavka, Chardonnay i Italianski Rizling, przyjmuję za dobrą monetę. Równie dobrze mogłyby to być Rkatsiteli, Sauvignon i Muszkat. Te szczepy też byłoby stać na te wątłe aromaty melona i jabłka. Lecz jako się rzekło, rzecz pije się bez przykrości, byleby dobrze ochłodzić.
Czerwony Vranec 2007 to już jest inna historia. Może dzięki wrodzonej mocy tej czołowej południowobałkańskiej odmiany, która ma owocu i koloru za dwóch. Wino podobnie jak Białe Cuvée wyróżnia się czystością i brakiem wspomnień po gumowym wężu. Jest bardzo owocowe (owoce „czarne”: jeżyny, jagody), soczyste, gładkie, zmysłowe, kompletnie pozbawione struktury, ale też nie budzące za nią tęsknoty. I nie małpuje – to dla mnie jego największa zaleta – Chile czy Australii: nie ma tu żadnej czeko- ani dżemolady, całość pozostaje rozsądnie wytrawna, świeża, poważna, tryska zdrowiem, zdrowymi winogronami, zdrową winoroślą. To naprawdę kawał wina za 25 zł. Może jednak jest nadzieja dla Macedonii i jej cierpliwych, choć niewiernych, kibiców.
A na koniec zgadywanka. Czy widzicie coś dziwnego w tym opisie?
Macedońskie (leciutkie) wino białe podajemy do wszelakich mięs w temperaturze 16-18°C. I nie jest to żadna pomyłka. Rzeczona Popova Kula przy wszelkich okazjach lansuje połączenie ciepłego Sauvignon Blanc do gorzkiej czekolady. Tego w tzw. krajach wysokorozwiniętych jeszcze nie wymyślono; jest to oryginalny wkład Macedonii do światowej wspólnoty wina.