Kwasiory ciut mniej kwaśne
Posted on 25 sierpnia 2009
Po wczorajszych 130 Rieslingach przyszła pora na kolejne 100. Tak wczoraj przeze mnie skrytykowany rocznik 2008 kontynuował swą kwaśną passę winami z Rheingau. Ten region jest zwykle niemieckim prymusem, lecz w starciu z niedojrzałością roku 2008 poległ z kretesem. Nie pamiętam tak nieciekawej serii win z przeciekawych przecież tutejszych siedlisk. Rüdesheimer Berg Rottland i Schlossberg, Erbacher Siegelsberg, Hattenheimer Hassel okazały się marne nawet od tak solidnych zwykle winiarzy, jak August Kesseler czy Johannishof (po cudownych2005 i 2007 jego Berg Rottland 2008 jest niezły, ale bez magii). Wyjątek uczyniłbym dla dobrej serii win od Schloss Schönborn (ta spora posiadłość od paru lat ma wyraźną zwyżkę formy) i jak zawsze niepokonanego Georga Breuera, który w Wiesbaden jest nieobecny, lecz pielgrzymowaliśmy do niego tuż po degustacji i się nie zawiedliśmy: Berg Rottland i Berg Schlossberg 2008 to są, a zwłaszcza będą, wielkie butelki. Lepiej niż łupkowe siedliska nad Renem wypadły w Rheingau winnice meńskie takie jak Hochheimer Domdechaney czy Kirchenstück (margle i wapienie) – tu kwasowość była mniej ostra i np. Franzowi Künstlerowi udały się wina o naprawdę znakomitej fakturze i długości.
Hesja Nadreńska wypadła w sumie lepiej niż Rheingau – to ewenement. Tych parę kilometrów na południe oraz co prawda prostsze, ale wcześniej dojrzewające i nie tak kwasogenne gleby zrodziły wina w swoim ogóle sympatyczniejsze. Niekiedy poszukiwanie mocy posuwało się za daleko, jak w znanym Rothenberg od Gunderlocha (14% alk. – to najmocniejszy Riesling rocznika); ale już Pettenthal 2008 od tego producenta jest świetny, mineralny, pełny, pewny siebie. To siedlisko zaliczyło jeszcze jeden strzał w dziesiątkę – u Kühling-Gillota, producenta dostępnego u nas w katalogu Jung & Lecker, do tej pory niezachwycającego, a tu pokazującego sporo ambicji i ciekawy nuty mineralne, przywodzące na myśl wręcz Santorini. Nie było zaskoczeniem po prostu znakomite, o niezwyklej harmonii Kirchberg 2008 od Kellera (a kiedy tego winiarza ktoś sprowadzi do IV RP?), podobnie jak czysty, strzelisty, bardzo mineralny Morstein 2008 od Wittmanna.
Kiedy rocznik jest chłodny i w północnych regionach Riesling nie dojrzewa w pełni, wiadomo, że swoje pięć minut będzie mieć Palatynat. I to się sprawdziło, z zastrzeżeniem, że o ile kwasowość jest tu ogólnie dojrzalsza i uciecha zmysłowa jest na dobrym średnim poziomie, pereł wartych poszukiwań i zakupu nie ma tak znowu wiele. Zachwyciła mnie seria bez pudła przedstawiona przez znanego i lubianego Reichsrat von Buhl (Jung & Lecker) na czele z dwoma winnicami na glebie wulkanicznej – Ungeheuer i Pechstein. Pechstein w ogóle wyrósł na gwiazdę rocznika, świetne wersje przedstawili też Bürklin-Wolf i Georg Mosbacher. Entuzjazm wielu autorów wywołały wina Christmanna – czyste, strzeliste, dla mnie o nieco zredukowanych bukietach, a niektóre poszukujące nadmiernego bogactwa – bowiem Riesling o aromatach Viognier to w ogóle jest problem Palatynatu, nawet w roczniku, gdzie należało wszak szukać raczej podobieństw do Muscadeta. W tym pierwszym kluczu najciekawszy jest bodaj Kirschgarten 2008 od Philippa Kuhna; w drugim – Ungeheuer 2008 od wspomnianego Mosbachera i seria dobrych, choć chłodnych i mało czarownych od Rebholza.
2008 nie jest całkowitą klęską. Przykład takich winiarzy jak Breuer, von Buhl, Keller czy Ratzenberger pokazuje, ile dało się osiągnąć ciężką pracą, inteligencją, nie nazbyt późnym zbiorem i winifikacją pokorną wobec charakteru rocznika. Elegancja, kwiatowe niuanse, cicha mineralność, cierpliwość – to wszystko mogą być cechy dobrego Rieslinga z 2008. Nie da się zaprzeczyć, że czas będzie tym winom sprzyjał (już kwadrans w kieliszku robi wielką różnicę), że pasują do jedzenia, że są w sumie niezłą odtrutką na wina bombastyczne, jakie pamiętamy choćby z 2006 roku. Jeśli nie będziemy w nich szukać mineralnych otchłani i niezapomnianej równowagi 2007, mogą być w sumie całkiem satysfakcjonujące. Problemem będą ceny i – to dla mnie oczywiste, choć niemieccy dziennikarze i winiarze w rozmowach nie podzielali mej troski – zdecydowanie nadmierna podaż. W Wiesbaden spróbowaliśmy ponad 230 win klasy Grosses Gewächs. Połowa z nich powinna być zabutelkowana jako Spätlese trocken po 10–14€. Kosztować będą zaś w większości 16–30€. Lecz jeśli skupimy się na Spätlese właśnie, na żywych, elektrycznych, dobrych do stołu QbA trocken, a także lżejszych winach słodkich – będziemy mieli dobre niedrogie wina do picia w ciągu najbliższego roku. „Rocznik przejściowy” też ma przecież swój urok.