Wulkaniczne ciekawostki
Posted on 6 września 2009
Pozdrowienia z Etny, gdzie przysłuchuję się sympozjum poświęconemu alberello (uprawie krzewów wolno rosnących) i piję wina 26 producentów tak uprawiających winnice.
Dziwny to temat na konferencję (polskiego konsumenta tyle obchodzi – zgaduję – co dobór podkładek do australijskiego Sémillon), ale dobry na degustację. Alberello (fr. vigne en gobelet, hiszp. en vaso, ang. bush vines, po polsku niekiedy – niezbyt precyzyjnie – „cięcie na głowę”) to bowiem najstarsza forma uprawy winorośli w Środziemnomorzu, która zachowała się w jego najbardziej izolowanych, najmocniejszych siedliskach, jak: Etna, Sardynia, Cinqueterre, Amalfi, Manduria, wyspy greckie, południowy Rodan, Roussillon, Priorat, Baleary, Jumilla (lista niewyczerpująca). Ponieważ obsługa krzewów wolno rosnących może być niemal wyłącznie ręczna i kosztuje dwa razy więcej niż inne formy uprawy, utrzymują ją tylko najambitniejsi producenci, często ekologiczni / biodynamiczni / „naturalni” (to najmodniejszy obecnie w Italii termin).
Nie brakowało więc na dzisiejszej degustacji win na wskroś indywidualnych, przełomowych, czasem szokujących. Zapowiadał się nawet Alessandro Dettori (o którym w moim niedawnym wpisie) – w końcu nie dojechał, ale godnie zastąpił go również skandalizujący Sardyńczyk Panevino. Dwa wina bezsiarkowe – białe Alvas i czerwone ‘Ogu – nie przemówiły do mnie zupełnie – smakowały jak domowe piwo z chleba, bez krztyny owocu czy winnego charakteru. Ciut lepsze było siarkowane czerwone Piccadè. Może czasem lepiej dodać tę siarę? Wśród innych win kontrowersyjnych trzeba wymienić La Morellę, której australijscy właściciele postanowili już i tak z natury mocarny szczep Primitivo jeszcze dodaktowo „ushirazić”: ale 15,5% alkoholu to dla Europejczyka jednak za wiele, pomimo niezłych garbników i przyzwoitej kwasowości.
Ciekawe okazały się natomiast wina robione z alberello w regionach bardziej północnych. Znana od lat Fattoria Zerbina uprawia tak swoje Sangiovese (to unikat na skalę światową) i może dlatego tutejsze wina, z Pietramora 2006 na czele, ale i lżejszym Torre di Ceparano 2005, mają niezwykłą jak na swą odmianę koncentrację oraz szczególną, krystaliczną fakturę garbników, którą w Sangiovese niełatwo osiągnąć. Wolno rosnące krzewy to też element krajobrazu Ligurii, w tym i jej najlepszego wina czerwonego – Rossese di Dolceacqua (zostało go tylko 80 hektarów, tak trudna jest uprawa!). Jadąc na Lazurowe Wybrzeże lub festiwal w Cannes koniecznie zajeźdźcie tu i za bezcen kupcie cały bagażnik Rossese di Dolceacqua 2007 i Rossese Superiore 2007 od minispółdzielni Maixei, win cudownie eleganckich, lekkich jak mgiełka, autentycznych, mineralnych, które sprawiają, że zapomina się o wszystkich merlotach tego świata.
Pojawili się też zaskakujący zawodnicy z zagranicy, jak Jean Foillard z Morgon (Morgon AOC 2006 i 2007 są dość proste, ale Morgon Côte du Py 2007 to już jest niesamowicie indywidualna butelka, z hipnotyczną jakością owocu), Olivier Pithon z Roussillon (z trzech win najbardziej spodobało mi się czerwone La Coulée 2005 – mięsiste, szczere smaki Południa) czy Portal del Montsant / Priorat, nowy garażowy projekt w Katalonii: Montsant Carinyena Velles 2007 czy zwłaszcza białe Santbru 2008 (biała i różowa Garnatxa starzona w dębie) to jedne z ciekawszych, najmniej przesadzonych win, jakie ostatnio piłem z tej coraz częściej popadającej w przesadę okolicy.
Sycylię reprezentowały ciekawe wina wyspiarskie – pyszne słodkie Passito di Pantelleria 2005 od Salvatore Ferrandesa czy dyskusyjna wytrawna Malvasia z Wysp Liparyjskich (tradycyjnie i tu robi się raczej słodkie) Pomice 2008 z Tenuta di Castellaro, dla mnie zbyt techniczna, ale chętnie spróbuję jej za parę miesięcy. Dla wielbicieli miękkich, słodkich smaków śródziemnomorskich dobry duet od mecenasa Curto, z ładnie ewoluowanym Nero d’Avola Fontanelle 2004 na czele. Dla łowców rzadkości nowe Faro Bonavita (z tej apelacji nawet najwytrawniejsi winomani znają tylko fantastyczne Palari), czyli 30-latki uprawiają 100-letnie krzewy. No i sporo win z samej Etny, o których napiszę szerzej w jednym z najbliższych numerów Magazynu WINO.
Wrażeń więc nie zabrakło. Milo jest senną mieściną z 1,1 tys. mieszkańców, a jednak od 26 lat organizowana jest tu jedna z ciekawszych degustacji wina na Sycylii – Vinimilo. A do tego wieczorem na placyku rozłożyli się slowfoodowi producenci wędlin i serów oraz zbieracze dzikiej górskiej mięty (ja nabyłem i bardzo polecam kozie sery Cammarata z centralnej Sycylii). Czy w Polsce też tak można?