Kalendarzowa jesień
Posted on 3 października 2009
Spotkałem się w warszawskim lokalu Żużu z grupą winomanów na tzw. mistrzowskim poniedziałku – jednej z poniedziałkowych degustacji organizowanych przez importera 101win.pl, prezentujących wina z górnej półki z różnych krajów. Na wokandzie stanęły flaszki niemieckie, a towarzystwo było istotnie mistrzowskie – rzadko ma się okazję jednego wieczoru próbować win od największych germańskich sław: Manfreda Prüma, Egona Müllera i Reinharda Löwensteina.
Heymann-Löwenstein Röttgen Erste Lage Riesling 2005 to moje kolejne w ciągu tygodnia spotkanie z tym wybitnym winiarzem z Dolnej Mozeli (poprzednie tu). Wino zachowujące wszystkie cechy stylu Löwensteina: słone nuty mineralne, drobniutkie, krystaliczne ziarno, delikatne nuty owocowe w tle, a do tego mało alkoholu (ważna to rzecz w topowym Rieslingu), umiarkowaną kwasowość i wyczuwalny cukier resztkowy. Ten ostatni często się Löwensteinowi wytyka twierdząc, że wino prawdziwie terroirystyczne powinno być do szpiku wytrawne. Winiarz odpiera, że na ok. 12g cukru fermentację zatrzymują przez nikogo nieprzymuszane do dalszej pracy, biodynamiczne drożdże. Ja zwróciłbym dodatkowo uwagę na fakt niższej dzięki temu zawartości alkoholu. Zebrani w Żużu winomani wątpliwości nie mieli i wino (wraz z jego cukrem) w pełni poparli.
Poparli też kolejne dwa wina, czemu już się trochę dziwiłem. Le Gallais (druga posiadłość Egona Müllera) Wiltinger Braune Kupp Riesling Spätlese 2002 to była dobra butelka, ale bez większego bogactwa, trochę płaska, wpadająca w tę przedziwną niemiecką szczelinę pomiędzy wytrawnością a słodyczą, gdy wino trudno zakwalifikować i trudno coś z nim zrobić, poza popijaniem w zadziwieniu tą anomalią natury. Jest tu mineralność, ale też ewidentna zieloność i chudość. Kto nie pił butelki od Müllera u szczytu możliwości, ten mógł być tą kosztowną wszak flaszką zbity z tropu.
A Joh. Jos. Prüm Graacher Himmelreich Riesling Auslese 1996 to już był książkowy przykład bardzo sławnego wina wypadającego słabo – lub też, by sprawę odwrócić, niemożliwego do degustatorskiej analizy, które trzeba było brać tym, czym jest – zachwyt albo nic. Co prawda poziom wyczuwalnej siarki był jak na możliwości Prüma wyjątkowo niski – winiarz ten nazwał kiedyś siarkowy smrodek „elementem symfonii zapachów Rieslinga” – ale w zamian nie otrzymujemy właściwie niczego – ani bogactwa, ani złożoności i ewolucji, ani owocu, ani mineralności. Gdyby podano mi to wino jako Spätlese od nieznanego producenta, uwierzyłbym. Marnym pocieszeniem na koniec wieczoru był przyzwoicie słodki i strzelisty Schloss Lieser Niederberg Helden Riesling Auslese Goldkapsel 2007, choć i on cierpiał w moim odczuciu na brak ekspresji.
Być może jestem zblazowanym malkontentem – uczestnicy degustacji byli zadowoleni, niektórzy nawet bardzo – lecz nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że wina nie wypadają tak dobrze, jak powinny. Matowe aromaty, jakby wąchane zza szyby; brak ekspresji owocu na poniebieniu; stonowana kwasowość, nieożywiająca struktury wina tak mocno, jak ma to w zwyczaju w Rieslingu; skrócone końcówki. To wszystko objawy tej samej choroby, której na imię… dzień korzenia. W kalendarzu biodynamicznym (czy po prostu rolniczym, księżycowym, „działkowca”) dni naszego i roślinnego żywota dzieli się na dni owocu, kwiatu, liścia i korzenia. Ich nazwy streszczają jednocześnie prace, które powinno się w tych dniach wykonywać przy uprawach, oraz zapowiadają rodzaj aromatów, który będzie dominował w degustowanych akurat winach. Nietrudno się domyśleć, że wina najlepiej wypadają w dzień kwiatu i owocu, a najgorzej – korzenia.
Już widzę na Państwa twarzach ironiczne uśmiechy lub palce wskazujące pukające lekceważąco w skroń. Tak, wpływ ruchu ciał niebieskich na smak wina w hipernowoczesnym kieliszku Riedla to absolutne szaleństwo – tyle, że sprawdzające się w stu procentach. Sprawdziłem, jak w kalendarzu zaklasyfikowano ów „mistrzowski” poniedziałek 28. września, choć sprawa była oczywista. Rieslingi Müllera i Prüma wpadły w środek najdłuższego okresu korzenia w tej połowie roku. Następnym razem, gdy będą Państwo przymierzać się do otwarcia wymarzonej flaszki, proszę na wszelki wypadek sprawdzić w kalendarzu, czy gwiazdy sprzyjają dobrej degustacji. Ja sprawdzam.