Apulia felix (1)
Posted on 30 listopada 2009
Pozdrowienia z Apulii, tego przez Boga zapomnianego tyłka włoskiego buta, dalekiego od wszelkiej cywilizacji poza własną, fenicko-grecko-rzymsko-normańsko-aragońską.
Dziś zastanawialiśmy się nad raison d’être szczepu Nero di Troia. Jeśli o nim nie słyszeliście, nie jesteście wystarczająco in, jak się tutaj mówi. Daje bowiem rekordowy zastrzyk świeżego, niskokwasowego, czereśniowego owocu, którego wedle wszelkich znaków na niebie szuka obecnie konsument.
20 win od różnych producentów z północy i serca Apulii, apelacji Castel del Monte, Rosso di Cerignola, Rosso Canosa, Cacc’e Mmitte di Lucera (spróbujcie to wymówić) i paru innych. Nosy super-, hiper-, ultraowocowe, z rzadka jakiś akcent korzenny i (częściej) roślinny, usta prościutkie, płaskie; w końcówce pocałunek garbników (ich karcąca obecność psuła dawniej czar Nero di Troia, lecz teraz jest ich często zbyt mało). W droższych winach zmiana frontu na nadekstrakcję i beczkę. Jeśli dużą, to jeszcze dobrze, ale sporo tu win sparkeryzowanych zgodnie ze starą antropologiczną prawdą, że na prowincji płaci się krocie za ubrania już dawno niemodne w metropolii.
Krótko mówiąc przez ten częsty makijaż trochę nie wiadomo, o co chodzi z tym Nero di Troia. Przedziwne rozwiązanie rebusu proponuje biodynamiczny producent Cefalicchio (w Polsce dostępny w Domu Wina). Zamiast nadesktrakcji „niedoekstrakcja”, kolor ciemnoróżowy, długie dojrzewanie wzmaga elegancję, wino jest świadomie cienkie, niczego nie udaje i kosztuje 11€. A do tego piękne pokoje w starym XVIII-domostwie, biodynamiczna oliwa i przecier pomidorowy, no i świetna restauracja. Foccaccia prosto z pieca z ziołami własnego ogródka, duszone cebule, słodko-słony torcik z ricotty i niezapomniane kotleciki jagnięce, podane bez niczego, pieczone minutę. Proste jak podanie dłoni, pogodzone ze sobą, bez kompleksów niższości ani wyższości, jak wszystko w Cefalicchio.