Wojciech Bońkowski
O winie i nie tylko

Królewska duma

Posted on 28 grudnia 2009

Po napojeniu półsłodkimi Gruzinami cioć i wujków drugi dzień Świąt przyniósł mi chwilę wytchnienia i czysto egoistycznej winiarskiej przyjemności. A w kolorze czerwonym ma ona dla mnie na imię Barolo. Kocham Náoussę, kocham Frappato, ale moja miłość do piemonckiego króla win przerasta wszystko. Dlatego też z wdzięcznością przyjąłem w podarku butelkę od miłych państwa Januszkiewiczów, właścicieli warszawskiej restauracji Rubikon, którzy mają chwalebny zwyczaj dzielenia się ze mną swoimi odkryciami z podróży w winiarski teren.

Jednym z odkryć jest niewielka, 9-hektarowa posiadłość Giovanni Rosso na wschodzie apelacji Barolo, w gminie Serralunga d’Alba. Mało znana szerokiej publiczności, przez przewodniki streszczana paroma słowami i ocenami w stanie średnim, produkuje – poza klasycznymi Dolcetto, Barbera i Langhe Nebbiolo – trzy Barolo w stylu bardzo tradycyjnym, starzone w dużych beczkach. Mieszane z różnych winnic Barolo Serralunga zwróciło już dawniej moją uwagę czystością, szykiem i świetnym stosunkiem jakości do ceny. Nawet bardzo słaby w tych okolicach rocznik 2002 udał się tu niezgorzej, a wino dostępne w karcie restauracji Rubikon za 199 zł zaleca się ładnie kwiatową perfumą i czystym, tonicznym owocem na podniebieniu. Natomiast

Giovanni Rosso Barolo Cerretta 2003

to już zupełnie inna historia. Cerretta to winnica w gminie Serralunga o oślepiająco białej, wapiennej glebie, rodzącej jedne z najbardziej długowiecznych Barolo. Od otwarcia butelki, nalania do kieliszków, barwy wiosennego tulipana, od pierwszego bukietu malinowo-tulipanowo-miętowego Cerretta zachwyca fantastyczną elegancją i niewymuszonym stylem. Bez żadnych kompleksów wobec nowej baryłki i międzynarodowego stylu, genialnie świeża, czysta jak diament, dumna ze swojej tradycji, respektująca charakter swojej odmiany i siedliska w sposób, który ma w sobie coś z etycznego imperatywu, a nie stylistycznego „wyboru”.

Spędziłem z tą butelką długie godziny, niezmiennie zachwycony jej autentyzmem i wytwornością. Czas i tlen nie imały się jej, Cerretta na trzeci dzień nadal stała wyprostowana, jakby połknęła mineralny kij. 2003, rocznik diabła, tak dojmujący w wielu winach z zachodu Europy, nie odcisnął tu właściwie żadnego piętna (jak w wielu Barolo – pisałem o tym w Magazynie WINO 4/2007). Lecz w końcu kogo to dziwi? Król nie byłby królem, gdyby kłaniał się diabłu. Piłem w tym roku parę lepszych, głębyszych, bardziej złożonych Barolo, lecz bodaj żadnego tak poruszająco autentycznego.