Przestawianie poprzeczki
Posted on 15 stycznia 2010
Degustowanie tokaju w Tokaju to niełatwe zadanie. Pijący niczym archeolog musi przebijać się przez warstwy narosłych stereotypów, ocen i oczekiwań. Wszak tutejsze wina „się zna” właściwie na wylot i teoretycznie niewiele może tu zaskoczyć.
Bo wszak królewski podwórzec Királyudvar wciąż emanuje niedzisiejszym spokojem, a mapa na ścianie nadal upstrzona jest plamkami firmowych winnic w tych samych miejscach. Zoltán Demeter nadal przedłuża degustację w nieskończoność, a jego wyżeł Levin tak samo jak jak dwa i trzy lata temu wchodzi pod degustacyjny stół w poszukiwaniu ukradkiem podsuwanych smakołyków. István Szepsy wyjmuje alzackie butelki z tej samej chłodziarki w kredensie i z identycznym akcentem wymawia słowa riolit, zeolit, andezyt.
Degustacja u trzech gigantów Tokaju była więc próbą charakteru i weryfikacją uprzedzeń, uświadomionych bądź nie. Do Királyudvar przybyłem z gotową tyradą na forsowaną tu „loaryzację” Tokaju (właściciel posiadłości A. Hwang kupił też Domaine Huët w Vouvray i style zaczynają niebezpiecznie się zbliżać), lecz Demi-sec 2008, dziwny tokaj z 25g cukru okazał się zadziwiająco mineralny i zadziwiająco pyszny. Nie przepadam za furmintami z 60g cukru, a wszak Lapis 2008 jest fantastycznym przykładem mineralności niezakłóconej resztkowym cukrem.
Zoltánowi Demeterowi bardzo chciałem wyrzucić przesadny alkohol (który nadal cokolwiek straszy w Hárslevelű Szerelmi 2008 i 2009), a tu niespodzianka: furminty Veres i Kakas 2008 mają tylko 12,5% i fantastyczną zielono-cytrynową przejrzystość: przez ten wziernik spoglądamy bezpośrednio w głąb tokajskich grands crus w odmęt wulkanicznej pełni.
Nowe wytrawne wina Szepsy’ego wysławiałem pod niebiosa w Magazynie WINO 1/2008, lecz tym razem z trudem przebijałem się przez zwartą substancją Urbána, Király, Szt. Tamása 2008. Ich terroiryzm nie ulegał kwestii, lecz ogarnęły mnie wątpliwości, czy ta krągłość, bogatość, szerokość wynikająca z rygorystycznie tu przeprowadzanej fermentacji jabłkowo-mlekowej nie pozbawia Furminta życiodajnej kwasowej żyłki, która przy całej swej kontrowersyjności jest tego tak „naszego” szczepu cechą niewymienną.
Lecz potem na stole stanął Furmint Szt. Tamás 2006, gdzie ta sama fermentacja mlekowa i to samo bogactwo oblekły się w niewypowiedzianą elegancję i subtelność rysunku, alkohol wyparował, mineralność pozbyła się twardości, zimowy krajobraz rozpogodził się i rozsłonecznił, Szepsy znów okazał się Midasem, który z najgorszej opresji potrafi wyjść genialnym, oksymoronicznym kalamburem. A potem na stole stanęły Aszú 6 Puttonyos 2005 i 2003. 2003, wino epickie, biblijne, legendarne, planetarne, niezmierzone, niewyrażone, esencjalne, transcendentalne. Przybyłem tu w cieniu mojej osobistej legendy Aszú 2000 i 2002, które Szepsy (z pomocą Demetera) zrobił w Királyudvar, lecz teraz przebił sam siebie i zrobił (kolejne) najlepsze wino na świecie.