Wojciech Bońkowski
O winie i nie tylko

Ta druga Galicja

Posted on 9 lutego 2010

W rozsyłanym właśnie do Państwa numerze lutowym Magazynu WINO (pierwszej odsłonie naszego nowego graficznego wcielenia) Ewa Wieleżyńska i Tomasz Prange-Barczyński opowiadają o wycieczce do Ribeiro w hiszpańskiej Galicji. Pozazdrościłem im tej podróży do krainy wiecznej zieleni, boskich owoców morza i cudnie świeżych, kwasowych win białych. Szczęściem natknąłem się na promocję win galicyjskiej w winiarskim dziale delikatesów Alma i atlantyckie smaki skonsumowałem we własnej kuchni.

Vinigalicia Ribeiro Cumio 2008

Ewa i Tomek kreślą obraz Ribeiro jako mało znanej, ale ponętnej winiarskiej okolicy z dużymi widokami na przyszłość. Casal de Armán, Coto de Gomariz czy Viña Meín z pewnością takie widoki mają, ale degustując drugi garnitur szybko spostrzega się, że Ribeiro wciąż jest apelacją, gdzie wiele win jest po prostu słabych. Atrakcyjnie prezentujące się Cumio jest tanie (26 zł, co czyni zeń jedną z absolutnie najtańszych propozycji w drogiej Almie), ale też nijakie i nazbyt kompromisowe. A kompromis polega tu na pozostawieniu cukru resztkowego, przez co „atlantyckość” tej butelki zostaje całkiem zamazana na rzecz internacjonalnej miękkości. Sama cienkość nie jest jeszcze potwarzą, szczególnie na galicyjskiej ziemi, lecz brak wyrazistej kwasowości i komercyjny słodzik już trochę są. Wino jest na tyle neutralne, że nie ma co się rozwodzić o jego interakcjach z jedzeniem; bodaj najlepiej sprawdzi się podane w temperaturze 6oC na wiosenny aperitif (lecz wtedy sięgnąć powinniśmy już po rocznik 2009).

Coto Redondo Rías Baixas Señorío de Rubiós 2008

za 11 zł więcej to już inna, o wiele ciekawsza historia. Rías Baixas kojarzy nam się z winami z czystego Albariño, tymczasem tutaj odmiana ta pojawia się w towarzystwie lżejszych, kwaśniejszych szczepów – Loureiry, Treixadury i Godello – które przez wieki dotrzymywały Albariño towarzystwa w wieloszczepowych mieszankach. Dziś zachowały się zwłaszcza w galicyjskim interiorze, jak Ribeiro właśnie, lecz tu i ówdzie można je jeszcze znaleźć także w Rías Baixas – choć wielki komercyjny sukces Albariño skazuje je raczej na powolną agonię. To z pewnością udziałowi Loureiry i Treixadury zawdzięczamy, że Rubiós jest bardzo żywe, cytrynowe, wręcz ogórkowe, z dobrą wszak mineralnością i przyzwoitym ciałem. Nie sposób stawiać tego wina na równi z dostępnymi w Polsce Albariño, ale jest od nich znacząco tańsze. W tej cenie oceniam je wysoko: dobrze przekazuje swe granitowe terroir, jest czyste, pije się świetnie, zwłaszcza do lekkich dań morskich, jak mule czy sercówki.

...a nawet i nie mule, i nie sercówki. / fot. Tomasz Prange-Barczyński