Ćwierkające balony
Posted on 30 marca 2010
En primeur w pełni. (En primeur, czyli degustacje i oceny czerwonych win bordoskich, czyli najdroższych i najbardziej „prestiżowych” win świata, w tzw. przedsprzedaży, w trakcie starzenia w beczkach).
Śledzimy te doniesienia z oddali. Na razie z ciekawości i dla hecy – na podsumowania i decyzje zakupowe (a przede wszystkim ujawnienie cen, orgazmiczny moment tej orgii) przyjdzie czas za dwa miesiące.
Na razie możemy obserwować dwie tendencje. Jedną jest pompowanie balona z dużym napisem Vintage of the Century (już to przerabialiśmy – pamiętacie 1997 w Toskanii?). Jeśli czytam, że autor jest w stałym kontakcie z czołowymi kupcami po obu stronach Atlantyku, a notka jest do przeczytania również w wersji chińskiej, wiem że wniosek z artykułu będzie jeden: 2009 to nie jest rocznik stulecia, to jest najlepszy rocznik w historii! (Co zrobić, że z win z 1900 i 1921 autor nie próbował).
Na czoło baloniarzy wysuwa się Decanter. Świetny jest serwis Decantera o en primeur, a jeszcze lepsza jest hiperboliczna poetyka napędzających się superlatywów na Decanterze w Twitterze. Twitter stał się bowiem ulubionym narzędziem enprimeurowców. To medium dobrze pasuje do tych bezsensownych degustacji, bowiem o winach na tym etapie rzeczywiście nie da się powiedzieć więcej niż 140 znaków: beczkowe, superbeczkowe, młode, ostre, ekstraktywne, dobre, bardzo dobre. (Problemem są długie nazwy niektórych châteaux, jak Certan de May de Certan albo Pichon-Longueville Comtesse de Lalande, więc trzeba się orientować co to jest PLC).
Dla tych którzy nie lubią latać balonem za własne pieniądze są na szczęście krytycy trzeźwiejsi, twardo stojący na ziemi, nieszczędzący superlatywów niektórym winom, ale niekryjący też rozczarowań. W kategorii Twittera moim ulubionym jest Tim Atkin. Wolny strzelec, degustuje dla siebie, widać że reprezentuje nas, czyli kupujących, a nie spędza większości swojego czasu z buyerami. Zjechał już Mouton, Cos, Saint-Émiliony z 15% alk. i amerykański gust na bekę i ekstrakt. To sporo jak na dwa dni establishmentowych degustacji. Innym głosem rozsądku jest największy francuski ekspert w dziedzinie Bordeaux Jean-Marc Quarin. On też spoza „towarzystwa”. Jego raporty z degustacji są płatne (30€ za miesiąc, czyli tyle co tanie Bordeaux) są to dobrze wydane pieniądze. Quarin rocznik raczej chwali, ale nie aż tak bałwochwalczo jak Decanter; według niego 2009 nie dorośnie do 2005 (a wina będą, lekko licząc, dwa razy droższe).
Lecz chyba nie powstrzyma to coraz wyższego lotu balonu. O reputacji rocznika zadecydują kupcy i współpracujące z nimi media. Bordeaux potrzebuje dużego wzrostu cen. Wielkie czy nie, bordosy będzie można opchnąć Azjatom.