Jak na Zawiszy
Posted on 21 maja 2010
Degustacje win z Nebbiolo w Albie (o których wstępne słowo tu) odbywają się w ciemno. Co rano 50–80 próbek opatrzonych tylko numerami i miejscem pochodzenia. Degustowanie nie wiedząc, co się degustuje, ma zapewnić równe traktowanie wszystkich producentów i maksymalny obiektywizm ocen. Na łamach Magazynu WINO i niniejszego bloga wyrażałem już wielokrotnie sceptycyzm co do tej formuły próbowania win. Oceny pozostają bowiem subiektywne, tyle że jeden zespół uwarunkowań (znajomość określonych winiarzy i takie lub inne wobec nic oczekiwania i uprzedzenia) zastąpiony zostaje przez inny (kolejność degustacji i różne sekwencje win). Takie degustacje w ciemno mają jednak wielką dla nas, winomanów zaletę: można sprawdzić, czy wina naszych faworytów faktycznie nam smakują w trudnych konkursowych warunkach.
Trzy dni spędzone z Barolo 2006 obfitowały dla mnie raczej w potwierdzenia niż niespodzianki. Na pierwszym miejscu wśród win z gminy Barolo umieściłem ukochanego od lat G. D. Vajrę z jego Bricco delle Viole. Nie miałem problemów z rozpoznaniem i wyróżnieniem z masy niezbyt ciekawych butelek z La Morry Aurelio Settimo i jego zachwycająco soczystych, kwaskowatych, staromodnych Barolo i Barolo Rocche. Z ośmiu etykiet z prestiżowego cru Bussia w Monforte d’Alba najlepsza wydała mi się ta od Fratelli Barale; dwa dni wcześniej magnum jego Bussia Riserva było najlepsze z szerokiej panoramy Barolo 2000, a Bussia 2005 w cuglach przegoniła swych rówieśników z całej apelacji. Cztery robocze serduszka przyznałem też winiarniom Cavallotto, Giovanni Rosso, Giacomo Ascheri, Elio Grasso, Marziano Abbona, czyli winiarzom, na których można polegać jak na Zawiszy.
W ciemno nie było też trudno poznać te wina, które mi nigdy nie smakują. Szminkowo-rozmiękły Pio Cesare, grafitowo-bordoski Prunotto (po latach z obu robi się dobre Barolo, ale za młodu ich nie cierpię), utleniony Gigi Rosso, hiperbeczkowy Enzo Boglietti, skisło-rozbity Cascina Adelaide. Przy waniliowym i nadekstraktywnym Le Vigne od Sandrone postawiłem obok dużego minusa dopisek: „Sandrone?”.
Były jednak też i zdziwienia. W ciemno (ani też w jasno na popołudniowej sesji) nie podszedł jeden z moich bohaterów – Giuseppe Rinaldi; zginął w tłoku tak zwykle wybijający się finezją Elvio Cogno; Chiara Boschis z winiarni E. Pira wykonała taką stylistyczną woltę, że wziąłem ją za jakiegoś twardogłowego tradycjonalistę. Wina Cordero di Montezemolo próbowane we wtorek w posiadłości i w czwartek w sali degustacyjnej były jak niebo i ziemia. No i wysoko oceniłem wina do tej pory mało mnie przekonujące lub niezwracające na siebie uwagi: Le Strette (producent znany dotąd z rzadkiej białej Nascetty zrobił świetne balsamiczne Barolo Bergera Pezzole), Bel Colle (porządnie truskawkowe wina z Verduno), Schiavenza (dwie świetne riservy z 2004), Le Ginestre (surowe, kwasowe Sotto Castello), Ciabot Berton (słodkie i nieco za beczkowe, ale z dobrym owocem).
Gdy w degustacji w ciemno zaprzeczamy wszystkim swoim ocenom w jasno, trzeba strzelić sobie w łeb. Gdy oceny są identyczne, nie ma sensu degustować w ciemno i tracić sił na ten cały teatr: numerowanie próbek, wkładanie butelek w osłonki. Właściwa proporcja strzałów w dziesiątkę i nowych odkryć to uspokajający dowód, że światem rządzi jakiś porządek.