Wybrańcy bogów
Posted on 24 marca 2011
Robert Mielżyński zwykł rozpoczynać wiosnę od wysokiego c. Na przednówku lały się u niego i burgundy, i wina austriackie. W tym roku do Warszawy zawitali członkowie Douro Boys, nieformalnego klubu zrzeszającego najlepsze posiadłości w tym regionie (tu notka z poprzedniego z nimi spotkania). Właściwie członkowie i członkinie, bo wbrew nazwie w klubie są też panie: Sandra Tavares da Silva winifikuje w Quinta do Vale Dona Maria i własnej winiarence Wine & Soul, a Luisa Olazabal godnie reprezentuje Quinta do Vale Meão.
Degustowaliśmy w lwiej części wina już dobrze w Polsce znane. Porównywanie Vale Meão 2007 i 2008 to gratka: śródziemnomorski barok kontra zimny, niemal nordycki garbnik; Vale Dona Maria 2008 za to chyba nie przerośnie swego o rok starszego brata. Fascynujące było też zestawienie drugich win z poszczególnych posiadłości: Vale Meão Meandro, Van Zellers Rufo, proste Quinta do Vallado… Triumfatorem tego minipanelu okazał się Character 2007 z Wine & Soul, choć gwoli prawdy jest to wino dwa razy od poprzednich droższe.
Do kieliszków trafiło też parę win, których w Polsce nie kupimy. Vintage Port 2001 z Vale Dona Maria był obezwładniająco wspaniały, w idealnym dla rocznikowego porto punkcie: ani nazbyt garbnikowy, ale zupełnie ewoluowany. U źródła jest już jednak wyprzedany. Natomiast zupełnie nie wiem, czemu polski importer boczy się na Pintas 2008 – flagowe wino Sandry Tavares i jej męża Jorge Borgesa. Swym połączeniem zmysłowego owocu i mineralnych, ziemistych, pieprznych smaków terroir przekonało mnie jak nigdy dotąd i było najciekawszym winem wytrawnym degustacji. Liczę, że wkrótce trafi na nasze półki.
Na półki jeszcze przed Wielkanocą trafią też rozliczne porto. Robert Mielżyński nie sprowadzał ich dotąd z powodów formalnych (import win wzmacnianych wymaga osobnej koncesji). Wkrótce jednak otworzy nowy sklep, w którym dostaniemy takie skarby, jak słynne armaniaki Marka Darroze’a, sherry od Lustaua i właśnie tuzin etykiet porto od Douro Boys. Podane po wczorajszym lunchu 10– i 20-letnie tawny z Quinta do Vallado były genialnymi, słodko-słonymi aforyzmami. Pintas 10 Years Old to biały kruk (2 tys. butelek) w tonacji bardziej owocowej, niemal zwiewnej; Vintage Port 2008 z Vale Meão można pić do kaczki jak normalne wino stołowe.
Spotkanie z Douro Boys pokazało, że nie wszyscy wybrańcy bogów umierają młodo. Wina z Douro były wszak założycielskim mitem również polskiej winomanii. Ileż to zachwycaliśmy się Vale Doną Marią, Marią Teresą od Crasto; ileż emocji wywoływała Batuta 2001 Niepoorta w czasie słynnej degustacji w ciemno w restauracji Casa Valdemar. Jak każdy mit, i ten poddawany był potem w wątpliwość: że dobrych win nie ma tak wiele, że się znudziły, że charakter terroir nie taki wyraźny. Ostatnio upadek mitu wieszczył Marek Bieńczyk. Ten sceptycyzm wydaje mi się – może odwrotnie proporcjonalnie do degustowanych butelek – nietrafiony. Douro trzyma się świetnie. Czy rocznik upalny (2007), czy chłodny (2008), wybitnych win jest tu bez liku, a przecież na bruku u Mielżyńskiego degustowaliśmy tylko cztery posiadłości. Pijmy Douro, warto.
Zapraszam do obejrzenia krótkiego wywiadu z Luisą Olazabal i Jorgem Borgesem.
Piłem i jadłem na zaproszenie importera Roberta Mielżyńskiego.