Wojciech Bońkowski
O winie i nie tylko

Pozory mylą

Posted on 5 kwietnia 2011

Jednym z najtrwalszych winomańskich stereotypów jest niechęć do dużych producentów. Duży nie ma prawa robić dobrego wina, bo nie ma mistycznego związku z terroir, nie dogląda o piątej rano każdego krzewu winorośli i na pewno dodaje do kadzi różnych enzymów i garbników z kasztanowca.

Przyznaję, że i ja ulegam temu stereotypowi, rzadko polecając Państwu wina od tzw. wielorybów, mastodontów czy innych kaszalotów winiarskiego świata. Ciekawsze historie można zwykle usłyszeć od małorolnego samotnika niż od dyrektora eksportu na Eurazję. Widmo powszechnej industrializacji wina powinno nam wszystkim spędzać sen z powiek i dlatego nie czuję się tak bardzo winny tego uproszczenia. Dobrze jest jednak pamiętać o różnicy pomiędzy dużym i dużym. Pomiędzy Dorato a Veuve Clicquot albo pomiędzy Carlo Rossim a takim na przykład Masim.

20 lat dla amarone to dużo czy mało?

Masi to włoski kolos, władający na przeszło 500 hektarach w swoim mateczniku – Valpolicelli, ponadto na 300 we Friuli, 75 w Toskanii i kilkuset w Argentynie. Producent, który swoją komercyjną wszechobecnością i stylistycznym średniactwem nie uwodzi koneserów i interpretatorów, lecz zwraca się świadomie do szerokich mas. Miliony butelek czyhają na nas nieustępliwie w większości włoskich restauracji i na wszystkich ważniejszych rynkach u czołowych importerów.

W Polsce tym importerem jest Centrum Wina. W ramach znakomitej serii degustacji (zupełnie niezauważonej w polskiej blogosferze) degustowaliśmy już tu stare burgundy od Drouhina, ciekawe wina ze stanu Waszyngton, tym razem zaś – wina Masi w obecności Raffaele Boscainiego, syna fundatora potęgi firmy Sandro Boscainiego (jednego z ciekawszych ludzi wina, z którymi miałem okazję rozmawiać). Raffaele to też nie byle kto – kieruje Gruppo Tecnico Masi, firmowym zespołem badawczym o dorobku większym niż niejeden uniwersytecki instytut winiarski. Ulepszył on m.in. technikę produkcji amarone (w 1964 to Sandro Boscaini wymyślił ripasso), zbadał ponad 100 tradycyjnych odmian winorośli (niektóre z nich, jak Oseletta, wybiły się na status gwiazdorski). Gruppo Tecnico, podobnie jak inteligentny marketing pod hasłem Valori veneti („Wartości weneckie”), odkłamuje wizerunek Masi jako bezdusznego giganta trzaskającego miliony identycznych flaszek. No i wizerunek ten odkłamują wina. W Centrum Wina odbyliśmy (to wciąż rzadkość w Polsce) podwójną degustację pionową, czyli tego samego wina w kilku rocznikach.

Raffaele Boscaini. © Istituto Grandi Marchi.

Zdumiewająca okazała się długowieczność Campofiorin. Jest to wszak dość zwyczajne w swym zamierzeniu ripasso, czyli Valpolicella refermentowana na skórka po amarone, jakich w regionie znajdziemy obecnie setki (obecnie w Masi nieco zmodyfikowano technikę produkcji, zamiast powtórnej fermentacji na wytłoczynach dodaje się porcję suszonych gron); nie jest to w młodości ani wino nadto skoncentrowane, ani głębokie. Za 76 zł nie kupiłbym ani jednej z miliona butelek rocznika 2007, cokolwiek prostego, topornego, choć niepozbawionego owocu i kwasowej werwy. Im jednak dalej sięgaliśmy wstecz, tym Campofiorin ujawniał więcej treści, a już 1997 zdumiał mnie swoją żywotnością i wciąż sporym potencjałem.

Z etykiety Campofiorin zniknęło dziś słowo ripasso.

Próbowaliśmy też pięciu roczników amarone, flagowego wina Masich w wersji podstawowej, od 1997 nazywanej Costasera (powstają tu też dwie prestiżowe wersje single vineyard). Przy amarone długowieczność jest założona z góry. Nie tak dawno degustowałem Masi Campolongo di Torbe 1990, a nawet Bertani 1964 i były to wina w znakomitej formie. Jak wypadło skromniejsze Costasera? 2006 był dobrze wyważony, kulturalny, bez większej masy, podobnie jak najnowsze wydanie Campofiorin – nie zrobił wielkiego wrażenia. Idealny do picia w tej chwili 1997 ze swym świetnym owocem wypadł lepiej od sławniejszego 1995,. Bardzo duże wrażenie zrobił 1990, wciąż młody, niezdradzający w niczym swego wieku, owocowo-herbaciany ze znakomitą kwasowością. 1988 jest dojrzalszy, ale nie schyłkowy, miększy, zmysłowy. Gdyby w kieliszkach pojawił się 1978, zapewne też nie byłby winem zmęczonym. Mam wrażenie, że wina Masi są zawsze w dobrej formie. Solidne, typowe, z osobowością, którą w zaślepieniu walki dużego z małym można przeoczyć.

Jakość starych win nigdy nie jest przypadkiem.

Dziewięć win Masi degustowałem na zaproszenie importera Centrum Wina.