Amalgamat
Posted on 2 maja 2011
Zaproszono mnie na Istrię do konkursu miejscowych (i nie tylko) win VinIstra. Ten dziwny półwysep, wrzynający się ogromnym klinem w Adriatyk, jest jednym z ciekawszych miejsc naszego wspólnego Śródziemnomorza. Geologicznie – przez swą niespotykaną mieszaninę wapieni, czerwonej glinki (terra rossa) i fliszu; obok Krymu, Alzacji i Islandii to chyba ulubione miejsce geologów na badawcze plenery. Turystycznie – bo malownicze wybrzeże pełne urokliwych cypelków, sosnowych i oliwnych gajów jest naprawdę świetnie zagospodarowane; setki działających tu hoteli, kempingów i tawern imponują jakością i rozmachem. Historycznie, bo od dawien dawna kotłowały się tu różne ludy i cywilizacje: od tajemniczych Ilirów przez Rzymian i Bizantyjczyków, którzy ukochali tutejsze wybrzeże i żyzny interior, Wenecjan, którzy zabudowali cały półwysep swoimi charakterystycznymi dzwonnicami, Austriaków i nawet Napoleona, który w 1806 r. włączył Istrię w skład absurdalnych Prowincji Illiryjskich stanowiących de facto 131. departament Francji.
Ten amalgamat ma swoisty, do niczego niepodobny smak: mandarynki z solą. Taki właśnie, cytrusowo-morski, owocowo-mineralny jest smak Istarskiej Malvazii, flagowego wina Istrii. Malvazija, odmiana niewiadomego pochodzenia, może grecka, może włoska, zajmuje lwią część z 6 tys. hektarów (spotkamy tu też Chardonnay, Muškat, Merlot, Cabernet Sauvignon, Syrah, Teran, Refošk, ale o dziwo nie Viognier). Moje pierwsze spotkanie z Malvaziją krótko po wyjściu z samolotu, w piwnicy Bruno Trapana, było szokiem porównywalnym do nagłego przebudzenia ze smakowej śpiączki.
Mało jest bowiem na świecie win tak słonych. O soli w winie mówi się ostatnio coraz częściej i na wszystkie sposoby, lecz często na wyrost. Chinon, Pinot Gris, Groppello, Sangiovese, Bierzo są słone tylko metaforycznie i porównawczo: wobec swoich dawniejszych wcieleń, wobec słodkiej, dżemowatej matrycy, jaką enolodzy nas przez lata karmili. Malvazija to inna bajka. Tu sól jest obecna niemal dotykalnie – a czasem całkiem fizycznie, gdy mityczne wiatry wiejące w Istrii ze wszystkich stron niosą w winnice powiew morskiej wody. O wadze tego faktu mogłem się przekonać w czasie fantastycznego obiadu w rybnej gospodzie Batelina w wiosce Banjole. Szef kuchni David Skoko specjalizuje się w rybach „biednych”, gatunkach uważanych za poślednie, zwykle zjadanych przez rodziny rybaków. Ostrosz (pauk), pelamida (bonito), małe rekiny i inne skarby Skoko przygotowuje z prostotą i maestrią zarazem. Surowe barweny z kwiatem soli czy tradycyjny istriański brudet (gulasz rybny z polentą) obudziły w degustowanych Malvazijach nowe, niemal symfoniczne tony. Żadna nuta smakowa w winie w takim stopniu nie budzi apetytu i nie gasi pragnienia jak sól właśnie. (Rozmowę z Davidem Skoko o jego rybach można obejrzeć tu).
Jestem zbudowany jakością białych win z Istrii. W konkursie VinIstra na 40 próbek nie trafiłem na żadną słabą, co w takich sytuacjach rzadko się zdarza. Po dekadzie konsekwentnej pracy (i współpracy, co w takich sytuacjach zdarza się nieczęsto) Chorwaci stworzyli z Malvazii prawdziwy środkowoeuropejski brand. Poza Veltlinerem i może wytrawnym Furmintem to jedyny taki przypadek w naszej części Europy. Otwórzmy się i my na te pyszne i ciekawe wina – dostępność Malvazii jest bowiem w Polsce zupełnie marginalna. Konsumenci, do kieliszków, importerzy, do dzieła!
Moją podróż i pobyt w Chorwacji opłacili organizatorzy konkursu VinIstra. W Batelinie jadłem i piłem na zaproszenie winiarza Bruno Trapana.