Wojciech Bońkowski
O winie i nie tylko

Agresja Portugalii na Polskę

Posted on 11 czerwca 2011

Wracam do tematu Biedronki. W poprzednim, niezwykle popularnym wpisie (więcej odwiedzin mój blog ma tylko na hasło „carlo rossi najtaniej”) pastwiłem się nad Biedronkowym wyborem win włoskich. W tym miesiącu tematem jest Portugalia, a to zupełnie inna historia. Ze swego matecznika wiodąca polska sieć handlowa sprowadziła zestaw arcysolidny i za kilkanaście złotych możemy napić się naprawdę dobrego wina.

Kupa owocu i szczypta wiórów dębowych za jedyne 18 zł.

Weźmy takie Loios Tinto 2010 od słynnego winiarza João Portugal Ramosa z Alentejo (17,99 zł). W biedronkowej cenie pełnia szczęścia; nawet za 25 zł byłaby to okazja. Pełne, soczyste, mocno owocowe wino, któremu zarzucić mogę tylko to, że (jak niestety wiele tanich win) próbuje udawać, że jest starzone w beczce; mnie ten maślany posmak dębowych wiórów nie jest potrzebny do szczęścia.

Gadiva Tinto 2007 (19,99 zł) to podstawowe Douro ze znanego projektu Lavradores de Feitoria (w którym palce macza m.in. słynny Dirk Niepoort). Ulubione wino internetowej braci winomanów zaskakuje wstrzemięźliwością i niezbyt intensywnym owocem: w istocie jest tu więcej mięska i zwierzaka niż czereśni czy śliwek. O takim winie mówimy, że jest „szczupłe”, co mnie ostatecznie nie przeszkadzało i sprawdziło się przy stole, ale nie jest to typ shirazowy. Więcej frajdy miałem w sumie z Quinta do Côtto Douro 2008. 24,99 zł to doprawdy zaskakująco niska cena za wino z tej uznanej posiadłości, soczyste, kulturalne, bez jakiejś fenomenalnej mocy, ale dające dobre pojęcie o tym wspaniałym regionie (pisałem o nim niedawno tu).

Jeśli szparagi będą dobre, wino ujdzie (12 zł).

Dwa kupione przeze mnie wina białe nie dostarczyły już takich emocji. Monte da Serra, kosztujące ni mniej ni więcej niż 9,99 zł, da się wypić bez emocji; sakramentalny smak gumowego węża nie daje się tak bardzo we znaki, jest ciut owocu, choć przykrytego przez cukier resztkowy. Jeśli nie możemy wydać na wino więcej niż 10 zł, niech będzie. Vinho Verde Loureiro 2010 ze spółdzielni Ponte de Lima (11,99 zł) należy do tych bardziej gazowanych verdes. Gaz służy zwykle do przykrycia wewnętrznej pustki i nie inaczej jest w tym przypadku: bardzo dużo tu wody, dużo kwasu, mało wina, w dodatku plączą się jakieś chemiczne nuty landrynkowe. Wino smakuje dokładnie tym, czym jest – supermarketową zlewką za 3€ butelka – lecz można je pić bez przykrości, pod warunkiem że pamięta o podaniu flaszki z zamrażarki – 8oC to już dlań zbyt wysoka temperatura.

Wreszcie Moscatel de Setúbal 2005 z Bacalhôa Vinhos (19,99 zł). To wino wywołuje najwięcej histerii wśród bywalców Biedronki. Faktycznie takiego stosunku ceny do cukru resztkowego do rozgrzewającego alkoholu (17%) próżno szukać gdziekolwiek. Wino jest cokolwiek proste i cienkie, ale po czterech latach starzenia w beczce nabrało ciekawych herbacianych aromatów Nie jest to, wbrew temu co się wypisuje tu i tam w internecie, to samo wino co nagrodzone dwukrotnie medalami dla najlepszych win słodkich przez Magazyn WINO, lecz jego tańsza, ongiś nierocznikowa wersja, ale i tak w swej cenie jest to wybitna okazja.

W swej cenie (20 zł) bezczelnie dobre wino.

Promocja portugalska trwa w Biedronce do 15.06. Nie opisałem jej wcześniej, gdyż oczekiwałem na komentarz firmy dotyczący dziwnych zjawisk cenowych. Pytania do działu prasowego Biedronki wysłałem 19 V. Odpowiedź nie nadeszła. Pytałem m.in. o to, jak Biedronka zapatruje się na fakt, że wiele ze sprzedawanych przez nią win ma oficjalnych polskich importerów (niekiedy z umowami na wyłączność), a ceny tych samych win w Biedronce i innych polskich sklepach różnią się tak znacznie, że na usta ciśnie się wiele pytań. Jak to się dzieje na przykład, że za Monte Velho płacimy tylko 17,99 zł, gdy wino to trudno jest dostać w Portugalii za mniej niż 3,90€ (a obowiązuje tam na wino 13% VAT i nie ma akcyzy – cena netto byłaby więc niższa w Polsce niż w Portugalii).

Mięso w kieliszku do mięsa z rusztu (20 zł).

Polscy importerzy już odczuli biedronkowego kopniaka w łydkę. Centrum Wina szybko usunęło z katalogu Loios od João Ramosa, które kosztowało 39 zł (można je jeszcze znaleźć tu), a w Biedronce – 19 zł. Nie wiem, jakie ruchy przewiduje Atlantika, importer Lavradores de Feitoria (na swoje szczęście wina Gadiva nie ma w ofercie, ale najtańsze Douro Tinto oferuje za 35 zł), Casa Santos Lima (Palha-Canas Tinto za 56 zł, w Biedronce 18 zł), Esporão (47 zł za czerwone Monte Velho przy 18 zł w „Owadzie”) czy Bacalhôa (55 i 20 zł za Moscatel de Setúbal). Z pewnością jednak dla każdego importera konkurowanie z Biedronką skończy się poważną kontuzją. Jak się nieoficjalnie dowiedziałem, jednego z win sprzedawanych za 19 zł Biedronka sprzedała w 2010 r. 50 tys. butelek, natomiast długoletni importer tego samego producenta wszystkich jego win 2 palety (ok. 1,4 tys. flaszek). Różnica jest ogromna, lecz jeśli wynik sprzedaży w Biedronce wydaje się astronomiczny, pamiętajcie, że sieć ma dziś ponad 1,6 tys. sklepów. 50 tys. butelek nie jest więc aż takim rekordem; dla porównania taki Mielżyński w dwóch sklepach sprzedaje rocznie najpopularniejszego wina portugalskiego (cena na półce 43 zł) ok. 6 tys. flaszek.

Cienko, kwaśno, chemicznie, ale kto by się czepiał za 10 zł?

Nie ma jednak wątpliwości, że Biedronka (a za nią może i inne dyskonty, jeśli się wezmą do podobnie poważnej roboty przy selekcji swoich win) głęboko przeobrażą polski rynek wina. W Niemczech tego typu sklepy dzierżą ponad połowę handlu winami i wszystko wskazuje na to, że Polska idzie w tym samym kierunku (na razie jest to u nas ok. 20% całego rynku). Zachowuję sceptycyzm wobec niektórych działań Biedronki i chciałbym mieć pewność, że nie sprzedaje win poniżej kosztów na rozpowszechnionej (a w Polsce zabronionej) zasadzie loss leader, lecz z drugiej strony kolosalna różnica cen pomiędzy analogicznymi winami w Biedronce i innych kanałach dystrybucji dowodzi dobitnie, że marże niektórych importerów są zdecydowanie zbyt wysokie – nawet jeśli z jednej strony odejmiemy Biedronkowe możliwości negocjacji cen zakupu, z drugiej przysłowiowe koszty transportu, koncesji, czynszu, telefonów i mydła w łazience, na które notorycznie powołują się nasi dystrybutorzy.

Uznana posiadłość, styl, głębia (25 zł). Najlepsze wino obecnie do dostania w Biedronce.

Wojna cenowa to wszakże miecz obosieczny. Wiadomo, że bezpośrednio zyskuje na niej konsument, bo kupuje wino w cenach, o których do niedawna mogliśmy tylko pomarzyć. Dobre Douro za 18 zl czy Setúbal za 20 to istotny przełom na polskim rynku. Lecz ten ostatni jest tak niedojrzały, że wobec rozpychania się Biedronki mam istotne obawy. Podminowanie takiego importera jak Atlantika, który od wielu lat robił dla konsumenta dobrą robotę, m.in. organizując bezpłatne degustacje z producentami (po Biedronce tego raczej nie oczekujmy) czy docierając ze swoim winem do GS-ów w Polsce B i C, już na pewno w interesie konsumenta nie leży. Wolna konkurencja jest wspaniałą rzeczą, lecz czy wszyscy mają w niej równe szanse? Presja na winiarzy przy wykorzystaniu dominującej pozycji na rynku, a potem sprzedaż win na granicy opłacalności to jazda po bandzie, która dla pasażera jest podniecająca tylko do pewnego momentu.

Źródło win: własny zakup.