Król nie śpi
Posted on 6 lipca 2011
Król co roku zwykł spraszać na festyn do zamku. Zaprasza królów i książęta z innych królestw. Do pieczystego leją się najlepsze wina świata, w tym klasyfikowane Bordeaux z nowego rocznika, w tych dniach sprzedawane za swą wagę w złocie. Festyn u króla to być może najwspanialsza impreza degustacyjnego kalendarza (słówko o tej samej imprezie w 2010 i 2009 roku).
Choć organizuje festyn z wielkoduszności, król ma wielu przeciwników, którzy kwestionują jego panowanie. Wątek ten ciągnie się od lat i opiera na rożnych argumentach. Król miał mieć najwyższe marże we wszechświecie, beznadziejną obsługę klienta, marną kuchnię a jego sukces miał być wymysłem salonu i fanzina.
Król sobie z tego polskiego piekiełka mało robił i robił swoje. Rozszerzał ofertę, rozbudowywał sklep i restaurację otworzył filię w Poznaniu, dziś szuka idealnej lokalizacji na kolejne miejsce w Warszawie. Od 2004 roku klientela powoli ewoluowała: miłośników i przyjaciół wina zastępowali ekspaci i celebryci. I jednym, i drugim Robert Mielżyński potrafił jednak zaoferować to, czego pragną. Popularność winiarni na Burakowskiej w Warszawie nie malała. Nie zabił jej ani kryzys, ani zakaz palenia w lokalach, ani konkurencja (o której słówko w tym tekście i komentarzach doń).
Rok 2011 jest rokiem dużych zmian u Mielżyńskiego. Subtelną zmianą jest rozmnożenie win w najniższych cenach. Przedział <30 zł nie był nigdy mocną stroną tego importera, lecz dziś jest lepiej niż kiedykolwiek. Langwedockie Capucine, portugalskie Vinha da Palha, walenckie Castaño Rosca to fenomenalne w swych cenach propozycje, bijące na głowę wina w analogicznych cenach z marketów. (Do tego tematu wkrótce wrócę). Pojawiło się także sporo propozycji w małych butelkach (m.in. Teroldego Foradori czy Nussberg Alte Reben wiedeńskiego Wieningera) oraz w magnum (m.in. bestsellery – Quinta do Vallado i Lan Crianza czy Château Greysac).
O wiele ważniejszą sprawą są nowe nazwiska w katalogu. A są naprawdę głośne. Dr. Bürklin-Wolf to przecież jedna z najjaśniejszych niemieckich gwiazd (50 zł za podstawowego Rieslinga, 92 zł za mineralny, surowy Gerümpel 2009, 195 zł za wybitny, choć jeszcze zamknięty Pechstein 2009; wcześniej wina dostępne w katalogu Jung & Lecker). Tesch to mniej medialna winiarnia z Nahe, która wszak ma swoich zagorzałych zwolenników (Königsschield 2009 za 64 zł wydał mi się na razie dość prosty; nie próbowałem Rieslinga i Weissburgundera w litrowych butelkach po 41 zł). Bott-Geyl to prestiżowa posiadłość alzacka; tym nabytkiem Mielżyński wypełnił jedną z boleśniejszych luk w swoim katalogu (Pinot Gris 2007 i Gewurztraminer Les Éléments 2009 były arcytypowe i świetne w swych cenach 70 i 81 zł, a musujące Crémant to jedne z solidniejszych bąbelków za 62 zł); czekam na wypełnienie kolejnej, czyli Beaujolais. Amatorów Dolinu Rodanu zaciekawią wina Delas Frères i Domaine Courbis. Tzw. perełki pojawiły się także ze strony winiarni już dobrze znanych, np. winifikowana w amforach Nosiola Fontanasanta 2009 od Foradori. (Notabene to wino oraz Bürklin-Wolf to jedne z lepszych „win na lata” aktualnie do kupienia dla posiadaczy pociech z rocznika 2009; 15-letnie co najmniej starzenie gwarantowane).
Najbardziej jestem jednak poruszony nowy projektem Mielżyńskiego nazwanym All Around Wine. Zgodnie z nazwą znajdziemy tu kieliszki (od tanich Schottów po dizajnerskie Zalto), korkociągi, korki do szampana, wiaderka do lodu (te ostatnie przedmioty w bardzo atrakcyjnych cenach), oliwy, octy, a nawet oprawione ilustracje autorstwa Marii Mielżyńskiej. Najwspanialszym jednak wakacyjnym prezentem jest świetna selekcja porto, sherry i madery. Sam już nie wiem, czy mam większą chęć spróbować Quinta do Vallado Tawny 20-letnie, Vintage z Quinta do Vale Dona Maria (dostępne roczniki 2001, 2003 i 2005 po 210–250 zł), 10-letniego Bual z Henriques & Henriques, starych armaniaków Marka Darroze’a czy może legendarnego amontillado i oloroso z serii Almacenista Lustaua?
Porto czy sherry przez wiele lat były w Polsce winami „niesprzedawalnymi” i przyklejały się do półek na wiele sezonów. Nie udawało się przekonać Polaków ani do tanich, ani drogich wersji. Robert Mielżyński daje tym dziwnym, wspaniałym winom osobne miejsce i własne nazwisko. Jeśli nie uda się jemu, to chyba nikomu.
Na degustacji Grand Cru (z wymienionych m.in. Bürklin-Wolf, Foradori, Bordeaux) piłem i jadłem na zaproszenie Roberta Mielżyńskiego. Tesch, Bott-Geyl, Courbis, Delas, Capucine, Lustau – własne zakupy.