Sangiovese di co?
Posted on 19 lipca 2011
Kiedy ostatnio pili Państwo Sangiovese di Romagna? Zakładam, że dawno temu. Albo w ogóle. Ta duża apelacja swe 14 mln butelek potrafi bowiem sprzedać tylko w supermarkecie albo w swoich własnych wsiach i miasteczkach. Eksport, to koło zamachowe włoskiego winiarstwa, Romanii zupełnie nie idzie.
Czemu? Okolica to senna, wiejska, prowincjonalna, zacofana, bez tradycji wysokiej jakości. Historycznym winem Romanii jest dzban kwaśno-cierpkiego Sangiovese do popijania lazanii, gulaszu i sztukamięsu. Nic w tym złego, lecz na dzisiejsze czasy, gdy rynkiem wina rządzą sfejsbukowane rekiny marketingu, to nie wystarczy.
Romania postanowiła więc się zmodernizować. Przykład wzięła z Toskanii, której jest od zawsze brzydszą siostrą i z którą dzieli to nieszczęsne Sangiovese, szczep szlachetny, lecz uparty jak mul i rączy jak nieopierzony źrebak. (Na marginesie pozostawiam spory, kto od kogo Sangiovese zapożyczył, Romania od Toskanii czy na odwrót). W ślad za supertoskanami pojawiły się, jakkolwiek żałośnie to brzmi, superromańczyki, kwas i cierpkość zastąpiły słodycz i suchość, dzbanki i szklanki – dizajnerskie butelki (wymyślono tu nawet flaszę inkrustowaną kryształami Swarowskiego).
Nie wiedzieć czemu, konsumpcja spadała, sprzedaż nie rosła, eksport się nie pojawiał. Może przeektrahowanych i przebeczkowanych win było dosyć w Toskanii, by interesować się ich klonami z Romanii?
Obecnie jesteśmy świadkami drugiego etapu reformy. Nosi on umowną nazwę marketingu. Gdy w lutym odwiedzałem tę mglistą krainę, dziennikarzom przedstawiono projekt ambitnego rebrandingu Sangiovese di Romagna na… Romagna Sangiovese. Wszystko po to, by zgodnie z wytycznymi Brukseli wina pochodzące z jednego miejsca nosiły jedną nazwę (tu: Romagna). Z pewnością zachęci to konsumentów na całym świecie do zakupów, bo Trebbiano di Romagna to supermarketowe wino jeszcze gorsze od Sangiovese, a Albana di Romagna słynie tylko z tego, że krewni i znajomi przyznali jej status DOCG już w 1987 roku.
Eksport, zwłaszcza na tzw. rynkach wschodzących, wspierać mają też inne działania. Na przykład taka degustacja w Warszawie, którą zaszczyciła śmietanka regionalnych funkcjonariuszy oraz dwie przemiłe sommelierki z włoskiego stowarzyszenia AIS. Sześć nalanych w ciemno Sangiovese di Romagna miało odpowiedzieć ustami gości na pytanie, czy wina z tego regionu mają szanse na polskim rynku. Były dobre, więc szanse miałyby, ale pewności nie ma, bo 1) nie wiadomo jakie wina piliśmy (nie dowiedziałem się nawet, śląc trzy maile już po imprezie), a wszak etykieta i marka to dość podstawowe elementy rynkowego sukcesu; 2) nie wiadomo ile wina kosztują; sommelierki podawały co prawda jakieś przedziały w rodzaju 7–10€, ale nie były pewne, czy netto, czy brutto; 3) na degustacji obecny był jeden dziennikarz oraz jeden importer (gospodarz spotkania Robert Mielżyński), który jednak z góry stwierdził, ze win z Romanii na razie nie sprowadzi. Pozostałych 17 osób związanych było z branżą winiarską w sobie (i organizatorom?) tylko znany sposób; 4) gdyby nawet importerzy byli obecni, w ramach instrumentów sprzedaży usłyszeliby, że „6 tys. lat temu, przed pojawieniem się człowieka, Romanię przykrywał ocean, po jego ustąpieniu pojawiły się żyły gipsowe” (cytat dosłowny).
Wina były dobrze dobrane, nie powiem, smakowały mi o wiele bardziej niż przeciętna tego, co spróbowałem w samej Romanii, biorąc udział w imprezie Vini ad Arte w Faenzy. W pięknych salach Muzeum Ceramiki wystawiało się 35 czołowych producentów regionu. Byłem wdzięczny losowi, że przy takich okazjach wypluwanie należy do dobrego tonu. Nie zniósłbym bowiem wypicia tych wysuszonych na wiór i palących swoimi 14–15,5% alk. wydmuszkami. Romania szczyci się wypuszczaniem Sangiovese Riserva w trzecim roku starzenia (obecnie – rocznik 2008), co jest o tyle śmieszne, że nawet wina z 1999 i 2001 nie są gotowe do picia.
Spuszczę zasłonę miłosierdzia na wina niedobre i polecę Państwu kilka wyjątków. Pisałem już o San Patrignano – wina poza Poznaniem dostępne są obecnie w Vini e Affini i zdumiewają tym wszystkim, czego innym Romańczykom nie staje – pijalnością, soczystością, równowagą i niewymuszonością. Klasą dla siebie od lat jest Fattoria Zerbina, choć jej flagowe Marzieno i Pietramora są bardzo masywne; na co dzień świetne Ceregio. Pozytywnie mnie zaskoczył Giovanni Madonia (niedostępny w Polsce). To są jednak perły wśród wieprzy i na razie nie widać szans, by Romania wykonała na naszym (i innych) rynku tygrysi skok.
Degustację w Warszawie zorganizowało ICE, AIS i Casa Artusi, do Faenzy podróżowałem na zaproszenie Consorzio Vini Romagna.