Wojciech Bońkowski
O winie i nie tylko

A jednak się kręci

Posted on 21 lipca 2011

Awantura o polskie wino – którą szeroko referowałem Państwu tu – zakończona. Nastąpiły zmiany na lepsze. Ministerstwo Spraw Zagranicznych – którego decyzja o podawaniu w czasie polskiej prezydencji w UE win węgierskich oraz źle odebrana wypowiedź min. Radosława Sikorskiego o jakości polskich win zapoczątkowały całą sprawę – doprecyzowało swoje stanowisko. Wina węgierskie – tak, ale podczas szczytu Partnerstwa Wschodniego w październiku. Przeniesienie tej prestiżowej imprezy z Budapesztu do Warszawy jest dużym dyplomatycznym sukcesem Polski, który zostanie oblany winem madziarskim (jako pierwszy o tym aspekcie sprawy pisał w komentarzu do mojego wpisu Piotr Wołkowski).

W paczce z Budapesztu otrzymaliśmy prezydencję, szczyt Partnerstwa Wschodniego i parę flaszek. © PAP/Radek Pietruszka.

Natomiast w czasie innych imprez organizowanych w ramach polskiej prezydencji wina inne niż węgierskie – w tym również polskie – będą jak najbardziej podawane. Ich wybór należy do tzw. katererów, czyli firm, które wygrywać będą miniprzetargi na obsługę poszczególnych przyjęć, ale w tym wyborze kierować się mogą sugestiami MSZ. Ministerstwo posiada ekspertyzę doboru win na poszczególne okazje, o której pisałem już tu. A we wtorek odbyła się degustacja wybranych polskich win, w której uczestniczyli Minister Radosław Sikorski, Rzecznik MSZ Marcin Bosacki oraz kilkoro innych urzędników z kierownictwa MSZ.

Dzięki temu spotkaniu udało się zmienić percepcję polskich win, choć nie odbyło się to automatycznie. Winomanom, interesującym się od lat losami polskiego winiarstwa, nie trzeba tłumaczyć takich rzeczy, jak trudne roczniki, mała skala produkcji, konieczność (w niektórych miejscach) uprawy szczepów hybrydowych – a polskie wina degustowane są w bogactwie właściwego dla nich kontekstu. W saloniku Ministra nie było miejsca na taryfę ulgową. Riesling 2010 Lecha Jaworka, ze swą wybujałą, nordycką kwasowością, był trudny w odbiorze i niczego nie zmieniał fakt, że wino zabutelkowano dwa tygodnie temu. Regent 2009 z tej samej winiarni (o którym pisałem przychylnie tu) swym roślinno-serowym bukietem, przypominającym wręcz Pinotage, nie zdobył uznania. Lepiej poradził sobie Chardonnay–Auxerrois 2008 Jaworka, który przekonał do siebie kilka osób słodkim bukietem i okrągłym smakiem. Ale jedna z pań porównała go do podróbki markowych perfum, która w pierwszej chwili uderza intensywnym, podobnym do pierwowzoru aromatem, lecz potem szybko ulatuje. Było to mało empatyczne, ale niepozbawione trafności podsumowanie ambitnie zabeczkowanego wina, któremu trochę do tej ambicji nie staje ciała i mocy (tylko 11% alk.).

To wino nikogo nie pozostawia obojętnym. Europejska klasa.

Były jednak i wina jednoznacznie docenione. Seyval Blanc 2009 Barbary i Marcina Płochockich zalecał się świetnie zrównoważonym owocem i nieagresywną kwasowością. Pinot Noir 2009 przy swej młodości (wyraźne nuty beczkowe) z pewnością był bez zarzutu, jeśli chodzi o czystość aromatów, a także mocne, intensywne ciało. Zaś Pinot Noir Prestige 2009 (mój pean tu) potwierdził swoją europejską klasę. Bez zdziwienia, choć z lekkim niepokojem powitałem fakt, że największe uznanie w ministerialnych kręgach zdobył świeżo zabutelkowany (i na razie nieprzeznaczony do sprzedaży) Miód pitny gronowy Lecha Jaworka. Polska dusza kocha cukier, co nie powinno przesłaniać jakości produktów wytrawnych. Ale ten miód jest rzeczywiście świetny.

Joanna Skoczek (dyr. Departamentu Koordynacji), Marcin Bosacki (Rzecznik Prasowy MSZ) i Adam Chrząstowski (doradca kulinarny prezydencji) na wczorajszej konferencji.

Za degustacją w małym gronie poszła wczorajsza prezentacja produktów regionalnych w słynnym pałacyku MSZ na ul. Foksal w Warszawie. Obok apelacyjnego chleba prądnickiego z krakowskiej piekarni Madej, wielkopolskich serów Marka Grądzkiego, miodów pitnych Macieja Jarosa, nalewek Karola Majewskiego na stole stanęły wina Płochockich i Jaworka. Reakcja dziennikarzy i innych próbujących gości była taka, jak zawsze – pozytywne zaskoczenie. „To polskie?”, „to już w Polsce można robić takie wina?”, „nie spodziewałem się takiego Pinot Noir”… Jakość polskich win, tych najlepszych, jest faktem. Wbrew sceptykom, ten fakt będzie coraz bardziej docierał do powszechnej świadomości. Przy okazji następnej polskiej prezydencji w 2025 roku sporów o to, czy warto podawać polskie wino, nie będzie w ogóle.

Po niefortunnych wypowiedziach publicznych i galimatiasie wyjaśnień mamy więc spójny komunikat: polskie wino jest OK i zostanie mu oddane to, co może nie cesarskie, ale przynajmniej hetmańskie.

[PS 23.07 Polecam materiał filmowy nakręcony na omówionej tu konferencji prasowej w MSZ przez Jurka Kruka z 4Senses.tv.]

Degustację polskich win przeprowadziłem na zaproszenie Marcina Bosackiego, Rzecznika Prasowego MSZ i Aleksandry Klimont-Bodzińskiej z Gabinetu Politycznego Ministra SZ. Doboru win dokonałem w sposób czysto merytoryczny (wielokrotnie sprawdzona jakość win, ich dopuszczenie do legalnego obrotu, dostępne ilości), dostosowując się do czasowych i logistycznych ram nakreślonych przez MSZ. Pracę wykonałem społecznie.