Wina z Wenus
Posted on 5 sierpnia 2011
Polskie media się winem nie interesują, nie licząc awantur o polską prezydencję w UE oraz piętnowania celebrytów za umiarkowaną konsumpcję wina. Czasy, gdy dobre butelki co tydzień polecał w „Gazecie Wyborczej” Robert Sołtyk, a pasją do wina zarażał w „Magazynie GW” Marek Bieńczyk, minęły bezpowrotnie i w tej chwili wino do dzienników i tygodników wstępu nie ma.
Z tym większym podnieceniem czyta się te okruszki z winem związane, które przedostają się przez antywiniarski filtr medialny. Na przykład taki artykuł Katarzyny Bosackiej Wina kobiet, opublikowany w „Wysokich Obcasach”. Przez pryzmat modnego tematu „kobiety a wino” autorka przyjrzała się winiarkom z Kalifornii. Bohaterką tekstu jest Delia Viader, autorka słynnych Cabernetów z Napy. Dowiadujemy się o tym, że dla świetnie wykształconej, ambitnej Delii winnica była pierwotnie ochłapem rzuconym przez dominującego ojca. Dzięki upartej pracy, wbrew otwartej wrogości mężczyzn, Delii udało się w końcu wypłynąć na szerokie wody, a dziś produkuje jedne z najbardziej poszukiwanych win kalifornijskich.
Feministyczna historia, jakich w naszym świecie (nie tylko w „Wysokich Obcasach”) wiele. Każdy może autoidentyfikować się jak chce, toteż nie odmawiam Delii Viader prawa do widzenia swojej błyskotliwej kariery jako ciągłego zmagania się z wrogimi macho. Od reportera czy reporterki, dziennikarza czy dziennikarki można by jednak oczekiwać bardziej krytycznego podejścia do takiej autonarracji. Jeśli bowiem Katarzyna Bosacka stwierdza, że
wiele kobiet pracujących we francuskich winnicach do dziś przyznaje, że trudno o bardziej seksistowskie i wrogo nastawione do kobiet środowisko,
ja zaryzykowałbym stwierdzenie odwrotne. Świat wina jest z pewnością pełen wad, ale na tle innych dziedzin życia jest wyjątkowo mało seksistowski. Trzydzieści lat temu sytuacja była na pewno mniej różowa, lecz dziś mnóstwo kobiet wino produkuje, sprzedaje, degustuje i opisuje – ze znakomitymi wynikami. Angielską krytyką winiarską rządzą kobiety takie jak Jancis Robinson, Joanna Simon, Natasha Hughes, Rosemary George, pierwszym master of wine w Azji została Jeannie Cho Lee (ponad 25% wszystkich MW to kobiety), wśród winiarzy mamy takie gwiazdy jak Lalou Bize-Leroy, Elisabetta Foradori, Helen Turley, kobiety na całym świecie dziedziczą winiarskie fortuny – jak choćby Gina Gallo, o której mogłaby wspomnieć Katarzyna Bosacka, gdyby w narracji tej kalifornijskiej superwoman pojawiały się jakiekolwiek elementy uciśnionej kobiecości. Nawet w bastionie patriarchatu, czyli w Polsce, kobiety bez żadnych przeszkód robią dobre wina, prowadzą świetne strony internetowe, a nawet osiągają wysokie stanowiska w pismach winiarskich. Zależy to wyłącznie od ich chęci i kompetencji. Jeśli kobiet w świecie wina statystycznie wciąż jest mniej niż mężczyzn, to często dlatego, że nie chcą – wiele kobiet bowiem lubi wino i świetnie je degustuje, lecz nie ma pędu do rozkładania bukietu na czynniki pierwsze, zapamiętywania wszystkich klonów Pinot Noir i generalnie, jak mawiał klasyk (mężczyzna), nie robi wokół wina „większej hecy”. Może to fakt mało nośny genderowo, ale naocznie stwierdzony.
Paradoksem tekstu Katarzyny Bosackiej jest fakt, że sukces jej bohaterek wskazuje właśnie na wolność kobiet w świecie wina i brak płciowych uprzedzeń. Delia Viader nie byłaby bowiem jedną z gwiazd winiarskiej Ameryki, gdyby nie wysokie oceny przyznawane jej winom przez degustatorów – mężczyzn. „Wine Spectator” w 2002 r. dał Viader 1998 95 punktów (przy okazji była to najtańsza flaszka w stawce 20 kolekcjonerskich Cabernetów z Napy), a rocznikowi 1997 już 97 pkt.: „Wspaniale zbudowane, bogate i złożone… Długa, elegancka końcówka jest gładka i jedwabista”. O tym samym winie Robert Parker pisał: „To wino o nadzwyczajnej finezji i elegancji, ale i niekłamanym bogactwie i intensywności… Wspaniała gracja i harmonia w końcówce. Garbniki są w większości przykryte przez wybitną koncentrację”. Norm Roby w „Decanterze” w 1996 r. o Viader 1989 pisał: „nadzwyczajne, subtelne, eleganckie, wstrzemięźliwe… ma osobowość”. Cytowani autorzy przy ocenie winiarni Viader raczej nie kierowali się płcią właścicielki. Wino opisać potrafili za pomocą autonomicznie winiarskich, neutralnych genderowo pojęć. To jest właśnie wyraz prawdziwej równości płci na niwie wina. Stwierdzenia tego faktu zabrakło mi w tekście Katarzyny Bosackiej. Gdzieś na jego marginesie pojawia się wypowiedź enolożki Nicki Pruss ze Stag’s Leap:
Bałabym się powiedzieć wprost, że jest coś takiego jak damska ręka. Trzeba chyba po prostu przyjąć, że niezależnie od płci są dobrzy i źli winiarze.
Winiarze są lepsi i gorsi, podobnie jak winiarki. To samo powiedzieć można o degustator(k)ach. Stwierdzono co prawda naukowo, że kobiety mają statystycznie większe predyspozycje do degustacji niż mężczyźni. Wśród tzw. supertasters (fatalnie przetłumaczonych przez Bosacką jako „superwąchacze”) jest ok. 65% kobiet (dla autorki to „znakomita większość”). Lecz w grę wchodzą inne czynniki genetyczne, takie jak rasa, przez co całe uogólnienie staje się mało przydatne. Sukces w winiarstwie i w degustacji wina zależy wszakże nie od statystyki, lecz od wyróżniającej się jednostki, a w jednostkowym wymiarze genetyczne uwarunkowania stają się mniej istotne od treningu i kultury.
Uważam się za zagorzałego feministę. Swego czasu walczyłem publicznie z Markiem Bieńczykiem, by z winiarskiego języka rugować podejrzane semantycznie aluzje i nie doszukiwać się w każdym łyku wina seksualnych podtekstów. Lecz nie mógłbym uczciwie stwierdzić, że kobiety w świecie wina są dyskryminowane ze względu na płeć. Temat „szklanego sufitu” już cokolwiek trąca myszką i dobrych parę lat temu stwierdzono, że problem nie istnieje. „Kobiety a wino” to temat, który stał się służbową lajfstajlową wydmuszką, pozwalającą na wypełnienie numeru, gdy pod ręką nie ma tekstów o mikroutlenianiu albo rankingu Barolo z dyskontów. Niech tak będzie, ale po co przy okazji posuwać się do pisania bzdur takich jak ta:
Ba, w niektórych francuskich winnicach do dziś nie mają wstępu do pomieszczeń, w których zachodzi proces fermentacji, bo – jak wierzą mężczyźni – jeśli kobieta jest nieczysta, czyli znajduje się właśnie w okresie menstruacji, może zaburzyć proces fermentacji. Zamiast wina powstanie wtedy ocet.
Jeżdżę po francuskich winnicach od 1999 r., byłem pewnie w kilkuset i nigdy nie spotkałem mężczyzny, który wierzyłby w te bujdy (a pytałem każdego). Ekshumacja takich stereotypów to nie tylko winiarska dezinformacja, ale i feministyczny samobój.