Mea culpa
Posted on 19 października 2011
Mój poprzedni wpis o degustacji Grand Prix Magazynu WINO wzbudził wiele emocji. Niektórzy poczuli się urażeni. Przeprosiny jestem winien przede wszystkim Katarzynie Niemyjskiej, sekretarz redakcji MW – mogło powstać wrażenie, że obarczam ją odpowiedzialnością za niefortunną kolejność degustowanych win, a w istocie tylko dzięki niej degustacja w ogóle się odbyła – w znakomicie komfortowych warunkach, dodajmy: w każdej kategorii mieliśmy szeroki przegląd win (w poprzednich latach o medale biło się niekiedy 5 butelek), tempo i dynamika serwisu były idealne, wina w dobrej temperaturze, nikt nie dowoził (jak choćby rok temu) wina taksówką, gdy już jury siedziało w fotelach. To są detale, ale detale ważne dla rzetelnej degustatorskiej pracy. A zadanie nie było łatwe, bo na przykład w „Decanterze” w organizacji podobnych paneli bierze udział 12 osób.
Urazy niechaj nie żywi Tomasz Kurzeja, któremu przypisałem (nie była to wszak krytyka) nadmierny wpływ na selekcję win. Jak udało mi się dowiedzieć, wiele win, które jednoznacznie mi się kojarzyły z jego podniebieniem, jak Pierre Frick Sylvaner 2003 czy Lapierre Morgon 2010, do finału rekomendowali w istocie inni redaktorzy MW. Zwracam honor.
Usłyszałem też, że dezawuuję samą ideę Grand Prix Magazynu WINO. Absolutnie nie było to moją intencją. Uważam, że te nagrody są potrzebne. Polski rynek winiarski potrzebuje takiego konkursu i takich medali. Potrzebują ich importerzy, którzy w większości wykazują nimi bardzo duże zainteresowanie, potrzebują sklepy winiarskie, gdzie medale (takie czy inne) często są przydatnym wsparciem sprzedaży. Co najistotniejsze, potrzebują konsumenci. Bardzo wiele osób pyta mnie o rekomendacje najlepszych win dostępnych w różnych kategoriach cenowych. Medal MW ma realne przełożenie na lepszą sprzedaż. Nie ma miarodajniejszej degustacji najlepszych win na polskim rynku. Jakkolwiek by krytykować Grand Prix MW, jest to nadal punkt odniesienia. Prestiż tej nagrody powstawał przez lata sumiennej pracy i korekt. To jest niebagatelny potencjał, którego nie wolno zmarnować.
Aby go nie marnować, trzeba jednak otwarcie rozmawiać o założeniach nagrody i kontekstach degustacji. Ewa Wieleżyńska w komentarzach do mojego tekstu poruszyła kilka ważnych tematów. Czy wina wyróżnione w Magazynie WINO mają wyrażać smak i estetyczne zapatrywania redakcji, czy wychodzić naprzeciw preferencjom szerszej publiczności (choćby tej aktywnie interesującej się winem)? Czy medale Grand Prix mają podsumowywać degustacje MW z całego roku, czy szukać ich rozszerzenia? Czy mają być przyznawane w gronie stałych paneli stów MW, czy oddawać również głos szerokiemu środowisku wino pisarzy? W jakim należy realizować „parytet” poszczególnych krajów, importerów i stylów wina w degustacji finałowej i składzie medalistów? To są ważne pytania.
Jest też oczywiście prawdą, że sam jako redaktor Magazynu WINO w poprzednich latach sam uczestniczyłem w kształtowaniu systemu, którego elementy teraz krytykuję. Tak, byłem odpowiedzialny za podanie półsłodkiego Pinot Gris Zind-Humbrechta obok (choć nie przed) wytrawnego Chablis. Tak, sam przyznawałem trzy medale trzem niemieckim Rieslingom, co nie miało nic wspólnego z parytetem. Naturalnie inną perspektywę ma się i inne stanowisko reprezentuje, będąc wewnątrz i na zewnątrz takiego organizmu jak Magazyn WINO. Lecz tutaj nie chodzi o osobiste zasługi czy odpowiedzialność konkretnych osób, rozliczanie czy lustrację. Chodzi o proces dążenia do właściwych standardów i rzetelnych rozwiązań. Kwestia legitymizacji takiego konkursu jak Grand Prix MW jest wciąż aktualna. Nic nie jest dane na zawsze; takie rzeczy jak ideologiczne przesłanki czy techniczna organizacja degustacji podlegają bezustannej weryfikacji i krytyce, tak jak każda działalność publiczna. Tak samo ma się rzecz w przypadku „Decantera” czy „Revue des Vins de France”.
Nie jest też prawdą, że niewiele zmieniło się od czasu, gdy ja uczestniczyłem w pracach nad Grand Prix MW. W tym roku zmieniły się trzy istotne rzeczy: kolejność podawania win, przedziały cenowe i „parytet”, co widać na poniższym obrazku:
Czy w krytyce pewnych elementów tegorocznego Grand Prix poszedłem zbyt daleko? Być może. Być może przesadziłem, używając słów takich jak „sekciarstwo” czy „kuriozum”. Ocenią to Czytelnicy, lecz tych, którzy poczuli się dotknięci i potraktowali krytykę jako personalny atak, przepraszam.
A na ten sam temat, oto wrażenia i wnioski z drugiego dnia degustacji Grand Prix MW:
Wina różowe
Mój faworyt: La Valentina Montepulciano d’Abruzzo Cerasuolo. Wszystkie próbowane w tym roku wina różowe pochodziły z rocznika 2010. (Brawo!). Nie wszystkie były jednak bardzo świeże. Montepulciano dało radę, było winne jak trzeba i ładnie rozwijało się w kieliszku. Takiego rosato napiłbym się nawet w zimie.
Rozczarowanie: Tamás Dúzsi Kékfrankos Rosé. Flaszki tego winiarza zachwycały w poprzednich latach relacją jakości do ceny. To wino jest jednak cienkie i utlenia się w kwadrans.
Wina czerwone do 50 zł
Mój faworyt: Thierry Germain Anjou Rouge 2010 (Wineonline). Z aż trzech win tego winiarza na 88 ocenianych w finale (to chyba lekka przesada?) naprawdę podobało mi się to niedrogie i prawdziwie autentyczne, smakujące kredowym garbnikiem Cabernet Franc. To była w ogóle bardzo dobrze obsadzona kategoria – smakowało mi Côtes du Rhône z Domaine Rigot czy ciekawie eleganckie Sanguinhal Quinta de S. Francisco 2008. Zgrzytem była tylko utleniona Palmela ze spółdzielni.
Wina czerwone 50–100 zł
W tej kategorii było dużo emocji. Poruszyło mnie znowu loarskie Cabernet Franc – Les Picasses 2005 od Olgi Raffault, rozpoznawalne na odległość swoim niedzisiejszym stylem. Po raz pierwszy próbowałem Le Roc des Anges Segna de Cor 2009 i chciałbym jeszcze. Wszystko to byłojednak niczym przy Marcel Lapierre Morgon 2010. Wino wybitnie niekonkursowe i trwożę się, że jego kryształ zniknął gdzieś jurorom między Mencíą a Chianti Classico, ale dotknięcie tej czereśni było niezapomnianym momentem. Do finału nie wpuściłbym smakującej w ciemno jak banalny Cabernet Barbery Zio Nando 2008 od Rivetto.
Wina czerwone powyżej 100 zł
Dziewięć win, trzy wyróżniające się – złoty medal przyznałem Oddero Mondoca di Bussia Soprana 2005, choć nie jest to wybitne Barolo, częściowo z powodu twardego rocznika. Srebro – najszczerzej The Signature 2005 od australijskiej Yalumby, świetnie zrównoważonej i soczystej kompozycji CabSauv–Shiraz.
Rozczarowań w tej kategorii było jednak sporo. Gdzieś ulotnił się dawny czar Sacrisassi (2008) od Le Due Terre, nie zasługiwał na miejsce w dziewiątce Weninger Kékfrankos Spern Steiner 2007 (Skład Win Sokołowski Interwin). Zachwycający na średniej półce Thierry Germain swą kosztowną La Marginale 2008 wzbudził uczucia co najwyżej letnie. Mógłbym psioczyć, że zabrakło bomby takiej jak w zeszłym roku Brunello Casanova di Neri czy dawniej – Vall-Llach, ale to była dobra degustacja, ciekawe porównanie, mocna konkurencja. A komu przypadną medale, okaże się 8 listopada.
W panelu degustacyjnym Grand Prix brałem udział – wraz z innymi niezależnymi blogerami i sommelierami – na zaproszenie Magazynu WINO.