Dzień świstaka
Posted on 24 grudnia 2011
Sensem tradycji jest powtarzalność. Co roku w Wigilię jemy te same pokarmy i co roku pasują do nich te same wina. Nie jest to dzień skłaniający do odważnych eksperymentów i wywracania wszystkiego do góry nogami. Być może do śledzia lepiej zagrałoby nowozelandzkie Sauvignon Blanc, a do makowca Zinfandel. Ja jednak podam jak zwykle alzackiego Rieslinga, lekkie Pinot Noir, a na koniec tokaj. Tego dnia wolę trzymać się tradycji, niż odkrywać nowe lądy.
Propozycje win do polskich potraw świątecznych wykuwały się przez lata cierpliwych eksperymentów. W tandemie z Tadeuszem Pióro pochłonąłem tysiące pierogów i wypiłem hektolitry barszczu. Narodziły się z tego połączenia często logiczne i historyczne (tokaj do ciasta, Furmint lub Veltliner do karpia), a niekiedy zaskakujące (wino musujące do śledzia). W tym roku miałem okazję kilka razy w ramach różnych warsztatów i pokazów zrewidować te już sprzed kilku sezonów pochodzące pomysły. Głosy słuchaczy najczęściej wspierały Furminta i białego burgunda. (Powrót Chardonnay do kulinarnych łask jest ewidentny). Mam wrażenie, że mniejsze niż parę lat temu jest zapotrzebowanie na wino czerwone. Dobrej klasy Bourgogne Pinot Noir, proponowane do kapusty, pierogów i karpia, nie budziły entuzjazmu.
Natomiast jedno nieoczywiste połączenie sprawdza się zawsze. Bąbelki do śledzia to strzał w dziesiątkę. Smakuje nawet największym sceptykom. Doskonała alternatywa dla wódki: wino musujące można podać niemal równie zmrożone, zamiast ekspresowego rauszu dostaniemy bąbelkowe poczucie euforii, a dalszy przebieg Wigilii tylko na tym zyska. Rok temu polecałem Państwu do śledzia szampana, lecz w okresie zaciskania pasa możemy go łatwo zastąpić tańszym winem musującym typu crémant (ogromny wybór np. w niedawno opisywanym Leclerku) czy Cava (im poważniejsza, tym lepiej – z ostatnich odkryć polecam usilnie Raventós i Blanc L’Hereu, importer: Złoto Hiszpanii).
Ja z lubością piję ostatnio do śledzia Prosecco. Łagodniejsze musowanie tego typu win, cytrusowy owoc, podwyższona zawartość cukru i niska cena sprawiają, że to wybór pod każdym względem szczęśliwy. Ów cukier potrzebny jest do zrównoważenia słoności śledzia – zapewniam, że nawet „extra dry” (czyli półwytrawny, wedle pokrętnej nomenklatury win musujących) wyda się całkiem wytrawny. Ja w tym roku po pierwszej gwiazdce otworzę Col Vetoraz Valdobbiadene Prosecco Brut. Obok Nino Franco to obecnie najpoważniejsze Prosecco, zwiewne i radosne, ale głębsze i soczystsze od innych. Kosztuje połowę tego, co przyzwoity szampan – 60–65 zł, importowane przez Rubikon, dostępne w Warszawie także w Wine Corner przy Polu Mokotowskim i w Międzywinami w Podkowie Leśnej. Wesołych Świąt!
Col Vetoraz Prosecco Brut – własny zakup.