Wino znikąd
Posted on 4 marca 2012
Czy obejrzeli już Państwo film pod tymże tytułem na Winicjatywie? Jeśli nie, obejrzyjcie przed przeczytaniem tego tekstu i sprawdźcie, czy zgadniecie (proszę kliknąć na obrazek).
Cztery wina z tego bardzo dziwnego kraju przytargał winiarski druh Tomasz Frączek. (Jedno padło ofiarą słynnego kleptomana w redakcji pewnego pisma winiarskiego). O tym bardzo dziwnym kraju trudno odszukać informacje w internecie, ja znalazłem tylko tę hasłową stronkę, zaś dla dysponujących słowniczkiem albańsko-polskim polecam tę stronę na Facebooku.
Bo chodzi o Albanię, kraj nieistniejący – przynajmniej w świadomości ogółu i szczegółu Polaków (i nie tylko). O Albanii poza Hodżą i bunkrami na plaży generalnie nie wie się nic. Na pewno nie wiedzieli Państwo (ja nie), że w tym dziwnym kraju jest ponad 9 tys. hektarów winnic, czyli więcej niż np. w Słowacji czy Izraelu. Gdzie są te wszystkie wina? Z 17,5 mln litrów wina oficjalnie wyprodukowanego w 2009 r. udało się wyeksportować… 4 tys.
Z tym większym podnieceniem zasiadłem więc do degustacji tych białych kruków. Kosztujące równowartość 10€ (najtańsza butelka z prezentowanego zestawu) Aquila Liquori Kallmet 2005 było winem ewidentnie rozwodnionym i już ewoluowanym, ale wszak przyjemnym w swych 12,5% alk. i niewymuszonej ekspresji; nutami ziół i papryki nawiązuje do Cabernet Sauvignon, lecz ogólnie ma się wrażenie wina południowego, „spalonych słońcem owoców” itp. Przypomina (w dobrym sensie) tanie wino z Apulii, jakieś Negroamaro albo Primitivo z tych tańszych, może nawet lane z kranu. Niezłe.
Çobo to ponoć najpoważniejszy producent w tym bardzo dziwnym kraju. Jego flagowym winem jest Kashmer 2007, z którym w ciemno mierzyli się degustatorzy na linkowanym powyżej filmie. Zgodnie z postkolonialnym paradygmatem winiarskim mamy tu mieszankę odmian importowanych – CabSauv i Merlot, a jakże – z rdzennym Shesh i Zi. Bordoskiego charakteru nie ma to w smaku żadnego, styl jest zdecydowanie śródziemnomorski, owoce są zupełnie upieczone i usmażone, ale całość zachowuje zaskakujący kwasowy dryg i pewną roślinną świeżość, po której od razu wiadomo, że nie jest to żadna Mendoza. To wino też najlepsze lata ma już dawno za sobą, ale przeżyło dzięki sporej koncentracji i garbnikowej mocy. Przy swej rustykalności jest to rzecz poważna, wzlatująca wysoko ponad poziom prezentowany przez takie kraje winiarskie jak Mołdawia czy Macedonia.
Najlepszym winem z trójki był Primitivo Prestige 2004 z winiarni Skënderbeu (ponoć największej w Albanii). Primitivo to naturalny wybór dla albańskiej geografii – położone rzut beretem od Apulii (choć nieco wyżej) winnice z pewnością radzą sobie z tym szczepem równie dobrze co te z Mandurii. Zgodnie z charakterem szczepu wino jest mocarne, aż bucha aromatem przejrzałych owoców, suszonych ziół, z charakterystyczną nutą suszonego pomidora. Przy całem dżemowatości wino ma – znów – sporo kwasu i naturalnej świeżości, więc syci, ale nie męczy. Choć to najstarsze wino z zestawu, nie jest tak schodzące jak inne. Naprawdę dobra rzecz.
Degustowałem wyselekcjonowane rodzynki, lecz doprawdy była to dobra niespodzianka. Dużo charakteru, i to bez małpowania Nowego Świata (co nie miałoby sensu, patrząc na zawrotne wyniki eksportu). Na etykietach obowiązkowe czarne orły, na szyjkach butelek wysmakowane typograficznie banderole, przypominające, co jeszcze kojarzy się przeciętnym Polanom i Wiślanom z Albanią – najpiękniejsze na świecie banknoty i znaczki pocztowe. Kibicuję Albanii, niech wyjdzie kiedyś z cienia i w Judgment of Tirana rozwali w ciemno wszystkie Zinfandele tego świata.
Za udostępnienie win serdecznie dziękuję Tomaszowi Frączkowi z Mondial Assistance.