Tuningowanie czołgu
Posted on 3 kwietnia 2012
Wracam do tematu Chile. Na niedawnej degustacji w Hyatcie (opis na Winicjatywie) odwiedziłem 12 producentów i dwanaście razy usłyszałem: robimy wina eleganckie. Najważniejsza jest ekspresja terroir, pijalność i owoc. Usłyszałem to nawet z ust winiarni El Principal, której flagowe wino ma 15% alkoholu i można je kroić nożem. Albo Koyle, które smakują tak samo czekoladowo i konfiturowo jak dawniej. Czy więc wierzą w to, co mówią, czy mówią to, co myślą że ludzie chcą usłyszeć?
Wedle spiskowej teorii winiarze na całym świecie wciskają kit o biodynamice, fazach księżyca i łupkowej glebie dziennikarzom, żeby ci ostatni mieli czym się podniecać. Ale na otwartej degustacji wiązankę o elegancji dostawali także tzw. normalni konsumenci. Chile czuje bowiem presję zmiany. Dotychczasowe sukcesy komercyjne są bezsporne, ale trzeba pomyśleć o następnych krokach. Chile stara się wyczuć, kędy wieje wiatr dziejów i swoją produkcję już dziś przestawić na jutrzejsze tory. Pomimo 15% alk. w El Principal zmiany są ewidentne. Dotyczą zwłaszcza tańszych win chilijskich – i zwłaszcza białych. Zawartość krówki i szarlotki zmniejszyła się nieporównanie. Podstawowe Chardonnay są świeższe i bardziej cytrusowo-gruszkowe niż kiedykolwiek wcześniej. Lepsze niż kiedykolwiek są chilijskie Sauvignon Blanc i kraj ten cierpliwie, po cichutku wyrósł na czołowego dostawcę komercyjnych win z tej odmiany na całym świecie. Gdybym miał dziś przed supermarketową półką w Kopenhadze albo Edynburgu albo nawet Warszawie wybrać Sauvignon za 8€, pomyślałbym w pierwszym rzędzie już nie o Nowej Zelandii, lecz o Chile właśnie (lub Francji).
Chile wprowadza na dużą skalę nowe odmiany. W roku 2012 zobaczymy na etykietach Viognier, Rieslinga, Gewürztraminera, Chenin Blanc, Sauvignon Gris, Pinot Gris, Torrontés, a jutro zapewne Albariño, Verdelho czy wręcz Arinto i Melon. Wśród czerwonych: Syrah (co by nie mówić, choć wciąż jest bardzo beczkowy, daje jednak wina bardziej rozsądne niż Carménère), stare krzewy Carignan, Gamay, Tempranillo, czekamy na Sangiovese i Trincadeirę. Chile eksploruje na dużą skalę nowe siedliska – Casablankę już wszyscy znają, słyszeliśmy już o Leydzie czy Bío-Bío, porozmawiajmy o Malleco czy Lolol.
Uprawy przedłużają się na zimne południe i rozszerzają na wietrzny, umiarkowany zachód, nad samym oceanem. Antarktyczne chłody i pacyficzna bryza przynieść mają winom chilijskim to, czego najbardziej im brakuje – świeżość. Na razie to są wszystko hasła, nadzieje, wielu winiarzy nie za bardzo wie, jak mniej ekstrahować, kiedy zebrać grona, by było wcześniej, ale nie za wcześnie, boi się zmniejszenia owocu w winie (poza europejskimi hipsterami głównymi konsumentami win chilijskich są przecież Amerykanie, Kanadyjczycy, Brazylijczycy, Chińczycy, czyli ludy generalnie lubią mocne wina po byku). Lecz tych zmian już nic nie powstrzyma. W tym kierunku już idą winiarnie takie jak Viña Leyda, Fèvre, Matetic, Estampa, niektóre etykiety z Morandé.
Traf chciał, że po tygodniu od degustacji w Hyatcie przyjrzałem się tuzinowi butelek od François Lurtona (recenzja tutaj). Przeszczepianie francuskiego podejścia do wina do Chile ma w sobie coś nieprzyjemnie kolonialnego, lecz niektóre wina, jak świeży Sauvignon Reserva, burgundzki Chardonnay Gran Araucano 2007 czy cudny Pinot Noir Reserva 2010 (79 zł), naprawdę niedaleko już padają pod względem świeżości i przejrzystości od swych europejskich modeli. W winiarni Lurtona – Viña Araucano – powstaje też napakowane „icon wine” Alka, 100% śmietankowo-eukaliptusowego Carménère dla przeciwników niuansów, ale kropla już drąży skałę. Za 10 lat większość eksportowych chilijskich win „super-premium” będzie smakować jak ten Pinot Noir.
Traf chciał, że po tygodniu podałem paru doświadczonym degustatorom wino, które bardzo mi się spodobało w Hyatcie – Viña Estampa Lacruz 2008, kupaż z przewagą Carménère o świetnej kwasowości i europeizującej strukturze (129 zł w Wineonline). Pita w ciemno poza kontekstem cięższych win chilijskich się nie obroniła. Masa eukaliptusa, ewidentne Chile, zbyt ciężkie, ekstraktywne i gorzkie, przesadzone, trudne w piciu, nie mam ochoty na drugi kieliszek – mówiono. Mnie też nie smakowało. Ale po paru godzinach pomimo wysokiego alkoholu i gęstego jak olej ekstraktu wino miało faktycznie sporo świeżości i jakoś tam próbowało wyważyć ten swój eukaliptusowy dżem. Chile trzeszczy w posadach. Wkrótce zmieni się nie do poznania.
W degustacji ProChile uczestniczyłem na zaproszenie organizatora, François Lurton – producenta i importera Solera. Butelkę Lacruz 2008 udostępnił do degustacji importer Wineonline.