Wielka tajemnica
Posted on 10 kwietnia 2012
Czy relaksowali się Państwo w czasie Świąt? Ja nie myłem okien, nie goniłem dedlajnów, nie jadłem znienawidzonych jajek ani żurku. Zjadłem pyszne gicze jagnięce (tym pyszniejsze, że nie ja musiałem ich doglądać) i otworzyłem wino, na które miałem ochotę, nie bacząc zupełnie na to, czy pasuje do giczy.
Domaine Rolet Père & Fils Arbois Poulsard 1983 przeleżało u mnie dobrych parę lat, czekając na sakramentalną „okazję”. Zdobyłem je na aukcji win jurajskich odbywającej się co luty w ramach Percée du Vin Jaune, święta bardzo dziwacznego wina powstającego w tej najbardziej zapyziałej prowincji francuskiej. „Wino żółte” leżakuje w niedopełnionej beczce sześć lat, jest kompletnie utlenione, ma niezapomniany bukiet orzechów włoskich i smardzów i żyje dwieście lat. Na aukcji można kupić takie z XIX wieku, ale to droga zabawa. Nawet butelki z lat 1970. kosztuje pod 100€. Ja się zaczaiłem na wina czerwone z Jury, które są do niczego niepodobne, urokliwie lekkie i ponoć też długowieczne. Musiałem o flaszkę stoczyć zażarty bój z Alain de Laguichem, właścicielem Château d’Arlay, słynnym producentem z tych stron, który któregoś dnia stwierdził, że czerwone wina jurajskie są najlepsze na świecie i postanowił wykupić wszystko, co jest na rynku. Zgarnął kilkadziesiąt magnum, płacąc za nie trzycyfrowe sumy. W bitewnym szale się zagapił, że pomiędy dwoma żółtymi pojawiło się czerwone Poulsard z 1983 roku, podniosłem numerek, młotek przybił 19€, nie mogłem uwierzyć, wygrałem.
Poulsard to najlżejszy szczep czerwony uprawiany w Jurze (pozostałe to Trousseau i Pinot Noir). Za młodu jest winem w zasadzie różowym, lżejszym od Beaujolais i kwiatowym nieco na podobieństwo piemonckiego Grignolino. Jak to bezcielesne wino może starzeć się 30 lat, oto jest Wielka Tajemnica Wina. Naukowcy wojujący swymi statystykami przeciw biodynamice i perorujący, że terroir nie może wpływać na smak wina niechaj zaproponują jakieś racjonalne wyjaśnienie tego niezbitego faktu. Poulsard 1983 państwa Rolet był nie tylko żywy, lecz w formie wręcz śpiewającej. Zaryzykowałbym, że w lepszej niż 99% burgundów z tegoż rocznika 1983 i pewnie ponad połowa Bordeaux, które ongiś owszem były pyszne, ale teraz smakują jak porto z miodem.
W nieskomplikowanym bukiecie Poulsarda obok nutki pieprzowej panują swojskie wonie starej piwnicy i piernika podlanego maderą. W smaku madery brak, świeżość jest zdumiewająca. Wino jest soczyste i mineralne; zamknąwszy oczy dałbyś słowo, że smakuje wręcz kwiatowo. Nie jest to i nigdy nie miało być wino wielkie, lecz po 30 latach z bezczelną swobodą zjadło jagnięcą gicz i z wiejskim akcentem barytonowo krzyczy: „jestem!”.
[Zmagania ze starym zramolałym korkiem tej butelki możecie zobaczyć tutaj. A już w sobotę Marek Bieńczyk przedstawi na degustacji jurajskie Pinot Noir Jean-François Ganevata, uważane za równe burgundzkim grands crus.]
Źródło wina: własny zakup.