Wojciech Bońkowski
O winie i nie tylko

Bollinger na tak

Posted on 25 maja 2012

Lubię szampana. Było to właściwie pierwsze wino, którym się poważniej zainteresowałem i na początku poprzedniej dekady jako początkujący degustator zapukałem do wszystkich liczących się do domów szampańskich. Z tamtych czasów pamiętam degutację win bazowych w Veuve Clicquot (niesamowita ohyda), restaurację Le Petit Comptoir w Reims, którą lubili dyrektorzy marketingu (niesamowita pycha), smak światła w Lanson, pleśniowy ser podany do szampana w Charles Heidsieck… Spróbowałem wtedy chyba wsystkie liczące się cuvées włącznie z największymi rarytasami, jak Blanc des Millénaires 1990 Heidsiecka, Cristal Rosé czy stare roczniki Taittingera. Wszystkie – oprócz jednego. Otóż nigdy nie odkorkowano dla mnie u Bollingera słynnego Vieilles Vignes Françaises. Dlatego jestem wdzięczny importerowi Centrum Wina za zaproszenie na degustację win Bollinger, na której wreszcie, po 11 latach od pierwszej wizyty w Aÿ, spróbowałem mojej nemezis.

O innych winach z tej prezentacji napisałem już skrótowo i z punktu widzenia niezakręconego konsumenta na Winicjatywie. Najlepszym winem Bollingera przy tej okazji okazał się rocznikowy Grande Année 2002, wspaniale pełny, wręcz nadobny i jednocześnie kwasowo ostry jak żyletka, miodowy i mineralny zarazem jak potrafią być tylko wielkie szampany. To najlepsze Grande Année, jakie piłem od wielu années.

Bollinger Champagne Vieilles Vignes Françaises 2002

Nareszcie cię dopadłem.

Ale potem dostaliśmy trzy łyki Vieilles Vignes Françaises 2002, jednego z najrzadszych szampanów, powstającego z dwóch malutkich winniczek Chaude Terre i Saint-Jacques. Pinot Noir jest tu sadzony jak w XIX wieku na własnych korzeniach; straszliwa mszyca filoksera się nie rozwija z uwagi na duża zawartość piasku w glebie (choć trzecia parcelka Croix Rouge została jednak zaatakowana i zdechła w 2005 roku; ciekawe co na to księgowa Bollingera, bo poszło z dymem jak nic 4 mln € rocznie).

Tak się składa, że w 2001 r. byłem w jednej z tych parcelek i chociaż wina VVF się wówczas nie napiłem, wrażenie było piorunujące. W XIX wieku w wilgotnych regionach winorośl sadzono en foule, czyli „w tłumie”, tak gęsto jak pomidory: miało to zmuszać krzewy to zapuszczania korzeni bardzo głęboko, co obniżało wydajność i łagodziło negatywny wpływ wysokich opadów. W Burgundii i Szampanii uprawiano wówczas niekiedy 40 tys. krzewów winorośli na hektar! (Dzisiaj szczytem marzeń jest 12 tys.). To właśnie temu, oprócz własnych korzeni Vitis vinifera, przypisuje się głębię, strukturę i żywotność ówczesnych win. Dziś niemal co tydzień dowiadujemy się o szampanach XIX-wiecznych wyłowionych z dna Bałtyku, które niezmiennie są w świetnej formie.

Bollinger Champagne Vieilles Vignes Françaises 2002

Pinot Noir sadzone en foule. @Weinvin.com.

 

Vieilles Vignes Françaises 2002 to niezwykłe wino. Jest niesamowicie skoncentrowane, ściśnięte, mineralne tak bardzo, jak rzadko zdarza się drogim białym burgundom. Z pewnością trzeba je dekantować (w smukłej karafce włożonej do lodu) albo przynajmniej podać, jak podano je nam, w wielkim kieliszku do burgunda. Wtedy po kwadransie pojawiają się brzoskwinie, morele, miód, herbatniki, choć spodem zawsze czai się ta niebywała rezerwa i twardość, garbnikowy chłód korzeni schodzących do wnętrza ziemi. Może VVF nie jest winem „wielkim” w powszechnym znaczeniu tego słowa (ponoć niemal wszyscy wolą Grande Année), a jednak nie wymieniłbym go na żadne inne. Z każdym łykiem przenikały mnie dreszcze.

Degustowałem na zaproszenie importera Centrum Wina.