Pean dla Pieropana
Posted on 14 czerwca 2009
Znana wszystkim stołecznym smakoszom Restauracja Rubikon od dwóch sezonów, o czym może nie wszyscy stołeczni winomani wiedzą, sprowadza wina do swej karty win bezpośrednio od dobrych winiarzy włoskich. Dla smakosza i winomana wynikają z tego same miłe rzeczy – unikatowa selekcja, niższe ceny i sporo starych roczników w karcie. W drodze negocjacji butelki można też nabyć na wynos po odpowiednio niższych cenach.
Bogu dzięki, bo dla eksploracji wszystkich skarbów trzeba by spędzić w Rubikonie długie tygodnie. Jednym z nich – nak który zazdrośnie już patrzą inni polscy importerzy – jest Leonildo Pieropan, niekwestionowany król włoskiej apelacji Soave.
Któż nie zna Soave? Ten od dziesięcioleci klasyk włoskich pizzerii i traktierni na całym świecie, ekwiwalent Chianti fiasco (tyle że bez wiklinowej plecionki) zraził do siebie skutecznie miliony. Tym gorzej dla milionów, gdyż od paru lat fantastyczne terroir wulkanicznych wzgórz między Weroną a Vicenzą powróciło tam, gdzie jego miejsce – do ekstraklasy włoskich i europejskich win białych. Takie nazwiska jak Suavia, Tamellini, Prà, Gini, Inama zwiastują dziś naprawdę duże emocje.
Żadne nie może jednak równać się sławą z Leonildo Pieropanem, który znakomite Soave robił już w mrocznych dla apelacji latach 1980. Jego La Rocca – pierwsza beczkowa interpretacja Soave z najlepszej tutejszej winnicy na arcystromych stokach pod miejskim zamkiem – do dziś pozostaje jedną z najbardziej poszukiwanych włoskich butelek. Na wina Pieropana rzucam się zawsze zaraz po przyjeździe do Werony i Wenecji. Tym razem dzięki uprzejmości Rubikonu mogłem ich spróbować w Polsce.
Pieropan Soave Classico Calvarino 2006
Wino to otworzyliśmy w czasie warsztatów kulinarnych Magazynu WINO (zdradzę, że wypadło najlepiej ze wszystkich próbowanych do risotta). Nie jest to butelka bardzo spektakularna. Wino idzie raczej w głąb, cierpliwie wykuwa swój szeroki mineralny krajobraz. Zdecydowane nuty słone, świetnie pasujące do jedzenia, odwołujące nas do wapienno-wulkanicznych gleb Soave. Do tego dobra kwasowość – to wszystko nadaje winu zdecydowany kręgosłup, obudowany dyskretnym (by nie rzec – wątłym) owocem. Produkowane od 1971 r. Calvarino zawiera aż 30% szczepu Trebbiano di Soave (to obecny rekord apelacji; reszta to oczywiście Gargànega, czołowa tu odmiana) – niegdyś powszechnego, potem zarzuconego z uwagi na „mało ciekawy profil”, dziś wracającego do łask, bo okazuje się, że nadawał winom z Soave struktury i długowieczności, które trudno uzyskać bez niego. Co ciekawe, w tym ciepłym roczniku wino ma tylko 12,5% alkoholu i okazuje się to jego wielką zaletą także przy stole.
Pieropan Soave Classico 2007
Tu już tylko 12% (i 10% Trebbiano), ale wino jest mniej ciekawe. Bukiet i smak są typowe dla Soave – mamy trochę jabłka, trochę cytrynowej kwasowości, delikatną mineralność. Terroir jest obecne, ale nie ma co kryć, że wino jest dość proste i bez wielkich ambicji. Może to sprawa nadmiernych oczekiwań; nazwisko Pieropan – tak automatycznie myślimy – powinno wszak wiązać się z jakimiś fajerwerkami. I tak dawniej było nawet w tym podstawowym Soave, które mogło leżakować nawet 10 lat. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że od paru lat (bodaj od 2004 r.) to Soave straciło na głębi i strukturze i stało się całkiem zwyczajne. Może do produkcji weszły nowe winnice i zwiększono drastycznie liczbę butelek? To wciąż dobre wino, prawdziwie europejskie i odświeżające, ale też budzące lekki żal.