Śniadanie na trawie
Posted on 4 lipca 2009
A konkretnie 62 wina skonsumowane na trawniku w dworku Roberta Mielżyńskiego oraz na trawniku przed jego składem win w Fabryce Koronek w Warszawie. Jako że degustacja nosi nieprzesadzoną nazwę Grand Cru, było doprawdy co pić. Od oficjalnie klasyfikowanych Bordeaux (Kirwan, Phélan-Ségur, Domaine de Chevalier i zwłaszcza Palmer, tchnący luksusem jak własny wyelegantowany dyrektor eksportu) po nieoficjalne, ale najprawdziwsze grands crus z Niemiec, Włoch, Hiszpanii, Portugalii i Węgier.
Ponieważ jednak był to w kalendarzu ekologicznym dzień korzenia, a od rana w kość dawał tępy upał, wina czerwone nie miały swojego dnia i wiele tych Ród, Kirwanów i Valladów okazało się trudnych w piciu ze względu na ekstrakt i waniliową beczkę. Wyróżniły się zdecydowanie wina z portugalskiej Quinta do Vale Dona Maria, od lat jednego z moich wielkich europejskich ulubieńców. Obok świetnego różowego VZ 2008 piliśmy serię fantastycznych czerwonych z rocznika 2007. Quinta 2007 za ok. 120 zł butelka to będzie jedna z lepszych okazji na naszym rynku (na razie do nabycia rocznik 2006, mocny, krwisty, niemal równie dobry). Tu można posłuchać właściciela Cristiano van Zellera opowiadającego o roczniku 2007 w Douro – a więcej filmików z degustacji już wkrótce na głównej stronie Magazynu WINO.
Lepiej było jednak skupić się na bieli. Mogła być węgierska, mocno słodka w postaci tokajów Dobogó – enolog Attila Domokos z karafki nalewał nawet najprawdziwszą esencję, a z butelek fascynującą serię Aszú 6-putniowego z 2003, 2004 i 2005 roku. Był też nowy Furmint 2007 z pojedynczej parceli Szerelmi. (A tu o niedawnej degustacji Dobogó w Warszawie).
Była i Theresa Breuer z niedawno wspominanej posiadłości w niemieckim Rheingau; tym razem najjaśniejszym blaskiem lśnił rzadki Riesling Berg Schlossberg w młodziutkim, chyba jeszcze nie do picia rocznika 2007 oraz już ładnie dojrzałym, przysadzistym, maślanym 2002. Za połowę ceny esencja skały w postaci Berg Roseneck 2007.
Dla mnie najciekawszymi winami tego czwartku okazały się jednak Rieslingi Romana Niewodniczańskiego z zachodnioniemieckiej Saary (Weingut Van Volxem). Syn polskiego profesora w 2000 roku stworzył od podstaw jedną z najprężniejszych niemieckich winiarni młodego pokolenia. Maniakalna biodynamiczna praca w niemożliwie stromych (i bardzo starych) winnicach zaowocowała tu serią fascynujących interpretacji Rieslinga, odważnych, kontrowersyjnych, bo proponujących niespotykane wcześniej w tym regionie bukiety i smaki. Wina młode – od podstawowego Saar Riesling 2007 i 2008 po flagowe Scharzhofberger 2008 i nową etykietę Goldberg 2008 – dawały jedynie mgliste pojęcie o tutejszych możliwościach; pełnię szczęścia przyniosły dopiero magnum przywiezione przez Niewodniczańskiego. Pieprzno-słony Altenberg Alte Reben 2004, bogaty niemal jak alzackie Pinot Gris Gottesfuss Alte Reben 2005, perfekcyjnie zestarzony i zabójczo mineralny Braunfels 2001 to były prawdziwie grands crus. Oby u Mielżyńskiego dało się już wkrótce kupić te wina również w formacie magnum. Bowiem apetyty gości degustacji rzeczywiście rosły w miarę próbowania.