Wojciech Bońkowski
O winie i nie tylko

W sam raz

Posted on 1 kwietnia 2011

Dziś o winie prozaicznym, a wszak diablo pysznym. Weingut Hiedler Riesling Urgestein 2007 nabyłem dwa lata temu w kieleckim Austrovinie za 64 zł (obecnie już go w Austrovinie nie ma, za to w tej samej cenie rocznik 2009 proponuje importer Celmer / Superiore). Nabyłem na okoliczność pewnej kolacji, która nie doszła do skutku. Nabyłem pomimo tego, że degustowany w ramach panelu Magazynu WINO Riesling nie zachwycił, jak o tym świadczy ówczesna notka:

Riesling o zapachu buduarowym (kwiaty, wręcz mydło) i wyraźnym cukrze resztkowym na podniebieniu. Mało wyrafinowany, ale smaczny i treściwy.

Ten Riesling ustawił się idealnie w linii.

Po dwóch latach wino przeszło dziwną przemianę: nie ma cukru, kwiatów ani mydła, zestarzało się w zasadzie dość szybko (trzy i pół roku dla austriackiego Rieslinga to wciąż gimnazjum), pomimo że zamknięte jest metalową zakrętką (która w zasadzie starzenie wina spowalnia). Przy tym wszystkim okazało się po prostu pyszne: świeże, eleganckie, arcypijalne, z wtopioną, nieagresywną kwasowością. Czuć, że nie jest to wino przesadnie ambitne (to najtańszy Riesling Hiedlerów, chodzący w Austrii po 10€), co wszak staje się zaletą, gdy dostajemy w kieliszku 12,5% alkoholu, a to w Austrii i gdzie indziej zdarza się coraz rzadziej.

Ludwig i Maria Hiedlerowie to uznani winiarze, pionierzy uprawy ekologicznej w Kamptal. Nie należeli jednak nigdy do moich ulubieńców, choć zachwycał się nimi swego czasu Marek Bieńczyk. Obok dobrych win przedstawiali średnie, ten sam Veltliner z rocznika na rocznik był albo za ciężki, albo zielony. Na zeszłorocznej degustacji austriackich Erste Lage wina Hiedlerów z rocznika 2002 były słabe, Grüner Veltliner Thal z 2006 podobał mi się wielce, zaś Veltliner November 2006 – wcale. Flaszki z 2009 też były w kratkę, choć z jedną niekwestionowaną gwiazdą: Rieslingiem Gaisberg.

Urgestein, vel praskała, obchodzi w tym roku 270 000 000. urodziny.

Co się zatem stało, że serce zabiło mi szybciej przy tym Rieslingu Urgestein 2007? Poza coraz bardziej poszukiwaną lekkością (nie mylić z nijakością) i pijalnością był to cud chwili. Nie tyle mojej osobistej, co chwili w życiu wina, gdy uchwycimy je u szczytu jego możliwości. Urgestein Hiedlera nie był ani za kwaśny, ani za płaski, owoc, cukier i nuty ewolucyjne przez chwilę ustawiły się idealnie w linii. Wbrew pozorom nie zdarza się to tak często. Większość win pijemy za młodych, ale te, które z pietyzmem chowamy po szafkach na buty i wśród kartonów po telewizorach w piwniczce, często okazują się z kolei mocno za stare. Zaś wielu winom po prostu brakuje równowagi, by kiedykolwiek taką chwilę chwały przeżyć (czerwone są np. zbyt ekstraktywne). O tym nie przeczytamy w książkach ani nawet na blogach. Musi się trafić. Tego Państwu życzę tej wiosny.

Źródło wina: własny zakup.