Wojciech Bońkowski
O winie i nie tylko

Wino zielone

Posted on 17 lipca 2009

Bouza do Rei Albariño 2007

Bouza do Rei Rías Baixas Albariño 2007

Uff, jak gorąco… Metody walki z upałem są różne. Jedni preferują zimne piwo, inni – domowe ice tea lub café frappé, a to rzeczywiście jedne z lepszych orzeźwiaczy; jeszcze inni – niskoalkoholowego Rieslinga Kabinett. W zależności od potrzeb chętnie przystaję do wszystkich tych frakcji. Lecz przedmiotem moich najintensywniejszych poszukiwań jest białe wino wytrawne, które można podać w upał jako aperitif, ale też do lekkich ogrodowych dań, wypić butelkę bez zmęczenia i sięgnąć po kolejną bez potrzeby przepraszania portfela.

To wymagające kryteria? Jednym z win najlepiej je spełniających, lecz trudnym do dostania w Polsce i niestety nietanim, jest galicyjskie (lub jak chcą puryści – galisyjskie) Albariño. Ten biały szczep winorośli w ostatniej dekadzie zrobił ogromną furorę już nie tylko w ojczystej Hiszpanii (gdzie należy do niewielu win białych wysokiej klasy), lecz i na tzw. rynkach eksportowych. W Londynie i Frankfurcie ponoć ma się stać kolejnym przebojem po nieco się już opatrującym Viognier.

Klasyczne Albariño powinno być winem szczupłym, kwaśnym, stalowo chłodnym, jodowo rześkim (winnice leżą tak blisko Atlantyku, że ponoć na gronach osadza się sól), z wyraźnym kręgosłupem mineralnym od tutejszych zwietrzałych granitów. Owoc powinien być na drugim miejscu, w odróżnieniu od kwasowości, bowiem Albariño to wino przeznaczone przede wszystkim do stołu – a w Galicji na stole królują niepodzielnie owoce morza.

Lecz jak wszędzie w Europie, ocieplenie klimatu i moda na wina „konkursowe” i tu znacząco przeobraziły krajobraz winiarski. Słoneczne roczniki takie jak 2000, 2003 i 2006 obrodziły w nowy typ galicyjskiego Albariño: superowocowy, brzoskwiniowy, krągły, niezbyt kwasowy, za to gęsty od owocu, bukietem przypominający rzeczone Viognier. Mniej oryginalny, mniej klasycznie atlantycki, mniej użyteczny przy małżowej czy homarzej uczcie, ale trudno takim winom odmówić klasy. Co kto lubi.

Dziś sięgnąłem bo Albariño z rocznika 2007 sprowadzone przez importera Winkolekcję. W jego sklepie na Puławskiej w Warszawie kosztuje 52 zł, co czyni zeń jedno z tańszych Albariño dostępnych w Polsce. Sytuuje się ono pośrodku dwóch nurtów nakreślonych powyżej. Z pewnością nie jest winem cienkim ani kwaśnym, lecz wystarczająco typowym i morskim, by nie wziąć go za Viognier. Przy sporym ciele i dobrej dojrzałości unika nut słodkich, smakuje ogórkiem, koperkiem, zieloną brzoskwinią, ostrygą; tchnie nowoczesną winifikacją, ale nie komercją. 13% alkoholu to jest górna granica wytrzymałości w czasie upału, ale nie przesada. Dobry zakup!