Wojciech Bońkowski
O winie i nie tylko

Podsumowanie awantury

Posted on 28 czerwca 2011

Awantury o polskie wino ciąg dalszy. Oto podsumowanie sytuacji i kilka refleksji.

Odpowiedź MSZ

Wczoraj, po 6 dniach oczekiwania, otrzymałem od MSZ odpowiedzi na pytania z zeszłego wtorku:

Podmiotem wyłonionym w tym postępowaniu [chodzi o zapytanie ofertowe z VIII 2010 o którym pisałem tu] była firma Collegium Vini. Ekspertyza została przygotowana przez Piotra Pietrzyka i Macieja Łukaszewicza i dotyczyła „analizy dostępnych na rynku produktów winiarskich oraz możliwości obsługi w zakresie usług winiarskich spotkań krajowych w ramach Polskiego Przewodnictwa w Radzie UE w roku 2011” nie zaś doboru win na poszczególne spotkania – to jest zadanie catererów, którzy wyłaniani są w drodze zamówienia publicznego na każde ze spotkań lub grup spotkań odrębnie. Wynika to z faktu, że zaproponowane wina muszą być dobrane do proponowanych potraw, a te zależą od pory roku, typu kuchni, dostępności produktów, etc.

Memorandum ma na celu potwierdzenie politycznego uzgodnienia, iż Polska i Węgry są współgospodarzami szczytu Partnerstwa Wschodniego i że występując w tej roli Węgry zobowiązują się dostarczyć wino na to konkretne spotkanie. Strona polska „potwierdza zainteresowanie uwzględnianiem win węgierskich w menu spotkań wysokiego szczebla organizowanych przez polską Prezydencję w okresie lipiec–grudzień 2011 roku”, co oznacza, że wina te mogą być przedstawione w propozycjach catererów i mogą znaleźć się w menu innych spotkań. Polska wspiera prezydencję węgierską i MoU stanowi potwierdzenie bliskiej współpracy.

Wśród serwowanych win mogą znaleźć się wina polskie. Spotkanie, o którym mowa, jest organizowane przez Ministerstwo  Sprawiedliwości i Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie ma wpływu na tę decyzję. Nie wiemy jakie wino i w jakim trybie wyselekcjonowane miałoby tam być podawane.

Z poważaniem,

Biuro Rzecznika Prasowego

Ministerstwo Spraw Zagranicznych

Kontrowersje

Być może Minister Spraw Zagranicznych, wygłaszając tydzień temu dla prasy swą kontrowersyjną opinię o polskich winach, miał nadzieję, że nikt tego nie zauważy i sprawa rozejdzie się po kościach. Nie rozeszła się. Sprawę już w poniedziałek wieczorem komentowano na Facebooku, we wtorek rano Ministra zacytował i sceptycznie o możliwościach polskich win wypowiedział się Andrzej Daszkiewicz. Następnie o sprawie informowali i ją komentowali m.in. Winezine.pl, Nasze Wina (ciekawa dyskusja o tym, czy konkuruję z Wine 4 You), Nowiny24.pl (zwracam honor Ewie Wawro, która dostała z MSZ tę samą skopipejstowaną odpowiedź), Vinisfera, Ewa Wieleżyńska. Pewien bloger zamieścił ostry komiks. Wypowiadali się także Państwo, zamieszczając w komentarzach do tego i tego wątku różne ciekawe informacje. Rozgłos całej sprawie nadał znany dziennikarz Tomasz Machała na swoim popularnym blogu. Wino przekroczyło granice wina i wtargnęło do polityki: punkty do najbliższej kampanii wyborczej zbierał PiS oraz jego europoseł z Podkarpacia Tomasz Poręba (któremu pomimo ostrej retoryki należą się dzięki za zorganizowanie degustacji polskich win w Brukseli, która wzbudziła spore zainteresowanie cudzoziemców). Bańka pękła, gdy materiały o polskim winie nadały telewizje: TVN24 (W. Pawlak w 12’30”, M. Kondrat od 13’48”), TVP1 (23’27”), Panorama TVP2 (17’13”).

© Białe nad czerwonym.

Czego się dowiedzieliśmy

MSZ (a konkretnie Departament Koordynacji Przewodnictwa Polski w Radzie UE) zaczął myśleć o winie rok temu. W sierpniu 2010 wyłonił w urzędowej procedurze konsultanta – Collegium Vini, które sporządziło ekspertyzę wskazującą, jakie wina powinny być podawane w czasie oficjalnych spotkań. Z grubsza rzecz biorąc, na najwyższym szczeblu – szampan i Margaux, na średnim – Chablis i Chianti itp. Koszt dla podatnika – kilka tysięcy złotych.

Na początku 2011 MSZ zmienił jednak koncepcję. W lutym w Budapeszcie wstępnie ustalono, że w czasie polskiej prezydencji podawane będą wina węgierskie. W maju w Polsce odbyła się seria spotkań (m.in. tu, tu oraz w Ambasadzie Węgier w Warszawie), w ramach których sommelierka Helga Gál prezentowała wyselekcjonowane do serwisu w czasie węgierskiej prezydencji w UE. Decyzja o promowaniu win węgierskich przez polski MSZ została potwierdzona na szczeblu dyplomatycznym 20 maja. 20 czerwca Radosław Sikorski poinformował o podpisaniu memorandum w tej sprawie. Przy okazji wyraził się negatywnie o polskich winach, powołując na degustację w pałacyku MSZ z udziałem polskich sommelierów.

Po medialnej burzy wokół tej ostatniej wypowiedzi MSZ robi krok w tył. Wina węgierskie – tylko podczas szczytu Partnerstwa Wschodniego (wrzesień 2011), a w czasie pozostałych spotkań inne wina europejskie, wśród których „mogą się znaleźć” również wina polskie, choć MSZ „potwierdza zainteresowanie uwzględnianiem win węgierskich”. W międzyczasie Ministerstwo Sprawiedliwości decyduje, że na spotkaniu ministrów w Sopocie w lipcu 2011 podane zostanie polskie wino z Winnicy Nad Dworskim Potokiem UJ. 26 czerwca MSZ podejmuje próbę kontaktu z niektórymi polskimi winiarzami, m.in. z Romanem Myśliwcem. Dziś (28 czerwca) polscy winiarze pokażą swoje wina w Pałacu Prezydenckim; nie ma to związku z działaniami MSZ, ale może dojdzie do jakichś rozmów.

Helga Gál prezentuje wina wybrane na węgierską prezydencję. © Eu2011.hu.

Czego jeszcze nie wiemy

Nie wiemy, jakie konkretnie wina będą podawane w czasie polskiej prezydencji.

Nie wiemy nawet, kto będzie o tym decydował. Z jednej strony bowiem MSZ wyjaśnia, że „wybór zależy od catererów, zakupu wina powinni oni dokonywać na rynku polskim. Dotyczy to wszystkich produktów i napojów na spotkania objęte usługami cateringowymi”. Z drugiej strony Minister Spraw Zagranicznych podpisuje międzynarodowy dokument określający, jakie wina będą podawane w czasie polskiej prezydencji, a inny minister osobiście dokonuje wyboru polskiego wina na koordynowane przez siebie spotkanie. Nie wiadomo, jak do tego wszystkiego ma się ekspertyza sporządzona przez Collegium Vini. Z moich informacji wynika, że nie polecano w niej podawania żadnego polskiego wina. Czy ten dokument został już w ogóle odłożony do szuflady i stał się jednym z licznych przykładów mnożenia zbędnych urzędniczych bytów (za publiczne pieniądze)? Czy pomimo zapewnień Rzecznika MSZ „catererzy” nie do końca mają swobodę w wyborze win i muszą uwzględniać prowęgierską wolę polityczną Ministerstwa?

Nadal nic nie wiemy o tajemniczej degustacji polskich win w pałacyku MSZ na ul. Foksal. Moje trzykrotne zapytanie w tej sprawie zostało zignorowane przez MSZ. Pytani przeze mnie „polscy sommelierowie” w tej degustacji nie uczestniczyli. Nic nie wie o niej Stowarzyszenie Sommelierów Polskich. Jednak degustacja w lokalach MSZ z udziałem Ministra to chyba raczej wydarzenie urzędowe. Dlaczego więc MSZ nie chce udzielić żadnych informacji o tym, jakie wina, przez kogo, w jakich warunkach i w jakim celu były degustowane? Winiarska opinia publiczna ma prawo poznać te szczegóły, tym bardziej, że doprowadziły do niefortunnej wypowiedzi Ministra godzącej w wizerunek polskiego winiarstwa.

Co z winami węgierskimi w czasie polskiej prezydencji w UE? Wbrew sformułowaniom MSZ („przekazanie wina”, „Węgry zobowiązują się dostarczyć”) oraz takim niusom, z Ambasady Węgier uzyskałem informację, że nie ma mowy o bezpłatnym przekazaniu win, choć rząd węgierski częściowo pokryje ich koszt. Skoro jednak w grę wchodzi zakup, dlaczego wspieranie win węgierskich przez MSZ odbywa się poza urzędowymi procedurami? Dlaczego inne kraje – jak sądzę – gotowe finansowo wesprzeć ich promocję przy okazji prezydencji, takie jak Czechy czy Austria, nie dostały takiej szansy? Dlaczego równych szans w dostępie do tego wyróżnienia nie stworzono także polskim regionom winiarskim? Łatwo mogę sobie wyobrazić, że polscy producenci dostarczyliby na użytek prezydencji wino po obniżonej cenie. (Choć jeden z winiarzy powiedział mi, że „w związku z zerowym poparciem dla polskiego winiarstwa ze strony rządu nie mam do tego szczególnej motywacji”).

Nie jest jasne, jakie dokładnie wina węgierskie miałyby być podawane w Polsce. Wiele win z prezentowanych kilkakrotnie przez Helgę Gál nie jest dostępnych na polskim rynku. Jednak MSZ w swoim komentarzy potwierdza, że zakup win powinien „dokonywać [się] na rynku polskim”. Jaki był więc cel zaproszenia „catererów” na prezentacje węgierskich win i przedstawienie im oferty cenowej? Dlaczego selekcję win powierzono stronie węgierskiej, skoro MSZ wyłonił w oficjalnym postępowaniu konsultanta ds. win, a wybór win madziarskich na polskim rynku jest na tyle duży, że pozwala na wybór bardzo reprezentatywnych butelek?

Pałac Przeździeckich na ul. Foksal w Warszawie. © Hubert Śmietanka.

Przejdźmy do meritum

W ramach półrocznej polskiej prezydencji w UE odbędzie się ponad 30 oficjalnych spotkań na szczeblu ministerialnym i kilkadziesiąt mniej istotnych. Lubię wina węgierskie i istnieją historyczne, smakowe i polityczne przesłanki ku temu, by zaprezentować je, gdy Polska będzie gospodarowała w Unii. Nie widzę jednak powodu, by wina węgierskie były w tym okresie szczególnie uprzywilejowane. Węgry przez pół roku poiły europejskich decydentów swoimi wyrobami i nie ma potrzeby, by to miodowe półrocze polskimi rękami przedłużać. Co najmniej kilka innych krajów jest dobrze obecnych na naszym rynku i dokłada wielu starań, by Polaków ze swoimi winami zaznajomić, przez co zasługiwałyby na życzliwą pamięć, np. Austria, Włochy czy Portugalia. Z politycznego punktu widzenia zasadne wydaje się też wsparcie win z takich krajów, jak np. Gruzja czy Ukraina, a z jakościowego – np. z Czech, mało znanych w Europie, a zasługujących na uwagę. (Przy tym od czeskiej prezydencji w UE minęło dwa i pół roku).

Powiedzmy wreszcie wprost, że nie istnieją żadne merytoryczne powody, żeby na kilku bądź wręcz kilkunastu spotkaniach w ramach polskiej prezydencji nie zaprezentować polskich win. Wypowiedź min. Radosława Sikorskiego z 20 czerwca, jakoby polskie wina jakościowo i ilościowo nie były w stanie sprostać temu zadaniu, jest po prostu nieprawdziwa. Jeśli chodzi o ilości, wystarczyło mi 10 minut, żeby dowiedzieć się, że:

  • Winnica Płochockich dysponuje w tej chwili 500 but. bardzo dobrego białego Sibemus 2009 oraz Rosé 2010, a w lipcu zabutelkuje 1 tys. butelek Sibemus 2010 i Blanki 2010;
  • Winnica Adoria ma na stanie 2 tys. butelek Rieslinga 2009, a w lipcu zabutelkuje kilka tys. butelek Chardonnay i Pinot Noir 2009;
  • Winnice Jaworek oferują w tej chwili Regenta 2009 (1,3 tys. Butelek), Pinot Noir 2009 (750 but.) oraz znakomite Pinot Noir Prestige 2009 (300 but.) a pod koniec lipca dojdzie do tego 3 tys. butelek Rieslinga 2010.

Jeśli chodzi o jakość, wbrew wypowiedziom różnych sceptyków na różnych forach – polskie wino to nie jest żaden obciach, nie musimy czekać 300 lat, żeby jakość spłynęła na nas z nieba pod wpływem tradycji, przestańmy wreszcie wstydliwie przepraszać, że hodujemy winorośl i produkujemy wino. Jest w Polsce wiele niedobrych win (o czym nieraz pisałem), ale też niemało dobrych, które spokojnie można podać ministrom i sekretarzom stanu. Świadczy o tym także fakt, że polskie wina w cenie od  40 do 60 zł świetnie sprzedają się w sklepach winiarskich i szybko znikają z półek, ponadto znalazły się w kartach wielu prestiżowych restauracji, m.in. w 5-gwiazdkowych hotelach takich jak warszawskie Le Régina, Marriott, Intercontinental. Mam wrażenie, że negatywne komentarze o polskich winach wygłaszają głównie ci, którzy ich nie pili. Jestem gotów założyć się, że w degustacji w ciemno przeciętny konsument albo nawet sommelier nie odróżni Pinot Noir Prestige Jaworka od niemieckiego Pinot Noir za 25€ albo Pinot Gris od Szürkebarát znad Balatonu. Szkoda, że instytucje publiczne powołane do tego, żeby promować wizerunek Polski za granicą nie zadały sobie trudu, żeby z tymi faktami kompetentnie się zapoznać i skorzystać z narzucającej się okazji wsparcia polskiego winiarstwa.

Problem jest jednak głębszy. Bałagan decyzyjno-kompetencyjny, sprzeczne informacje, sześciodniowe oczekiwanie na komentarz ze strony rzecznika prasowego MSZ wskazują, że nikt sprawy win podawanych w czasie prezydencji faktycznie nie kontroluje i nie bierze za nią odpowiedzialności. Na proste pytanie – jakie wina będą podane – nie ma odpowiedzi i wiemy w zasadzie mniej niż przed wybuchem całej „afery”. Bo wino, polscy winiarze, 1 tys. hektarów upraw dający zatrudnienie kilku tysiącom osób, cały sektor gospodarki o sporych perspektywach rozwoju – po prostu nikogo nie obchodzą. Instytucje na szczeblu centralnym mające wspierać rozwój rolnictwa i przedsiębiorczości zamiast pomagać, podległymi sobie służbami szykanują winiarzy nie mieszczącymi się w głowie kontrolami. Jako wielki sukces przedstawiane jest uchwalenie po trzech latach ciężkiej legislacyjnej pracy ustawy winiarskiej, powielającej w większości rozwiązania prawne od lat znane w innych krajach. Śmieszność tej sytuacji można by zbyć wzruszeniem ramion i kieliszkiem dobrego Rieslinga, gdyby nie była ona smutną metaforą stanu naszego państwa.

Prywatnie R. S. może woleć Bikavéra, ale od ministra RP oczekujemy wsparcia rodzimych produktów. © PAP / Jacek Kostrzewski.