Robert Mielżyński o cenach
Posted on 15 lipca 2011
Po burzliwej dyskusji, jaka przetoczyła się na moim blogu na temat cen praktykowanych w składzie win Roberta Mielżyńskiego, publikuję jego komentarz w tej sprawie:
Drodzy Klienci,
W odpowiedzi na liczne komentarze dotyczące naszych marży i podnoszenia cen, zdecydowałem się na sprostowanie pewnych padających w dyskusji zarzutów i wątpliwości.
Jesienią roku 2008, kiedy pojawiło się widmo kryzysu, które ciągle trzyma nas za gardło, Euro z poziomu 3,20 PLN poszybowało nagle do poziomu 3,9–4,0 PLN podjęliśmy decyzję o niekorygowaniu cen, biorąc na własne barki wahania kosztów walut. Na początku 2009 roku, nawet kiedy złotówka sięgała dna swojej wartości, wciąż nie korygowaliśmy cen. Tym samym zadbaliśmy o to, żeby konsekwencje kryzysu dotknęły Państwa w jak najmniejszym stopniu. Dopiero wiosną, kiedy przyjechały nowe dostawy musieliśmy ująć w kosztach różnice kursowe, co jest rzeczą naturalną i nie wzbudzającą żadnych wątpliwości ze strony każdego, kto choć przelotnie miał kontakt z zagadnieniem handlu międzynarodowego lub śledzi wydarzenia na zagranicznych rynkach i umie je skojarzyć ze zmianami cen na rynku rodzimym, czy to wina, czy benzyny, czy nawet pomidorów.
Oczywiście wyższe wina z Bordeaux są przypadkiem szczególnym, bo ich ceny od rocznika 2005 zaczęły gwałtownie rosnąć. O ile w przypadku 2005 było to wytłumaczalne, co wiedzą wszyscy ci, którzy mieli szansę pić na naszej degustacji Grand Cru w 2009 wina z tego wyjątkowego rocznika, to młodsze roczniki już tak bardzo nie legitymizują jakością swojej ceny. Nawet osławiony 2009, który był rocznikiem niewątpliwie dobrym, choć w żadnym razie nie do tego stopnia, jak się go w tej chwili wycenia. Dodatkowo doszła do tego ekspansja konsumentów z Chin, którzy wykupują wielkie Bordeaux w ciemno nie licząc się z kosztami, uniemożliwiając weryfikację cen przez dojrzały i bardziej krytyczny rynek europejski.
Chciałem zapewnić wszystkich, że od czasu otwarcia sklepu i wine baru na Burakowskiej w 2004 roku do dziś moja polityka odnośnie cen nie zmieniła się i ciągle głównym punktem odniesienia nie jest dla mnie rynek polski, lecz europejski. Cały czas kontrolujemy poziom cen tak by dysonans między naszymi cenami a cenami win w regionie pochodzenia był minimalny lub żaden, jak w przypadku Szampanów, Amarone, Barolo, Douro, Brunello di Montalcino i wielu innych.
Dziękuję wszystkim za udział w dyskusji, również tym bardzo krytycznie oceniającym naszą politykę cenową. Wiem, że takie rozmowy są potrzebne i mam przekonanie, że dzięki nim stajemy się silniejsi i z tym większą uwagą możemy kontrolować ceny tak by odpowiadały jakości, która czy to w kwestii wina, czy jedzenia i obsługi, zawsze była i będzie naszym priorytetem.
Do zobaczenia na Burakowskiej!
Robert Mielżyński