Wojciech Bońkowski
O winie i nie tylko

Burgundzka migrena

Posted on 20 października 2009

Energooszczędne chłodzenie burgundów.

Energooszczędne chłodzenie burgundów.

Czwarty, ostatni dzień panelu Magazynu WINO poświęciliśmy czerwonym burgundom (Pinot Noir będzie tematem numeru 5/2009 Magazynu). Region to w Polsce obecny słabo, ale i tak o niebo lepiej niż parę lat temu. Wtedy mogliśmy napić się kilkunastu dosłownie etykiet od burgundzkich wielorybów, samowładczych négociants skupujących winogrona i wina z tego mierzącego 100 km długości regionie.

Dziś możemy już hmm, przebierać wśród stu parudziesięciu win od burgundzkiego żłobka (Bourgogne Passetoutgrains) aż po doktoraty honoris causa (grands crus w rodzaju Bonnes-Mares). Roczniki, style, parcelki, fermentacje na zimno lub na ciepło, beczki z Nevers lub Tronçais – polski winoman mniej więcej już może te idee poznać. Normalniejemy.

Od normalnienia do normalności droga jednak daleka. Nasz obraz najbogatszego w małe rodzinne majątki regionu winiarskiego na świecie wciąż bowiem określają wielcy hurtownicy: Drouhin, Jadot, Bouchard, Chanson, Faiveley, Bichot stanowią (zgaduję) 90% sprzedaży win burgundzkich w Polsce (a jeśli odliczyć Chablis, jeszcze więcej). Dobrych małych domaines prawie u nas nie ma, bo w Burgundii bardziej niż gdzie indziej trzeba je wyszukać, wypatrzeć, wyniuchać, wysłyszeć w morzu miernoty i średniawki, a na to naszym importerom nie starczy animuszu i wiedzy. Gdyby nie 101win.pl, Mielżyński i Wina.pl, na polskim rynku egzystowałyby pojedyncze rodzynki z drugiej czy wręcz czwartej burgundzkiej ligi.

Trzeba jednak powiedzieć, że i po drugiej stronie barykady – nas, pijących – nie jest zbyt wesoło. O Burgundii nie wiemy prawie nic i stojąc przed wejściem do tej nieprzebranej puszczy apelacji, nazw, niuansów mineralnego sandwicza, milimetrowych szczególików geolokalizacji, mamy prawo czuć się onieśmieleni. Byłaby już pora zapamiętać różnicę pomiędzy Chambolle a Nuits-Saint-Georges, ale na interpretację różnic w bukiecie pomiędzy parcelami Les Saint-Georges a Pruliers w tym ostatnim jest za wcześnie.

To zdjęcie kosztuje 416 zł.

To zdjęcie kosztuje 416 zł.

Trudno oczekiwać, by ten stan się prędko zmienił, jeśli spojrzy się na ceny win przedstawionych do naszego panelu. Siedem prostych Bourgogne Pinot Noir zmieściło się w przedziale 62–86 zł. O cenach najdroższych win nie ma w ogóle co mówić – grand cru Latricières-Chambertin 2007 od Nicolasa Potela kosztuje w 101win.pl aż 501 zł. Lecz to ostatnie mniej mnie boli – wino jest rzeczywiście nadzwyczajne, a Latricières to parcelka wielkości chusteczki do nosa (6,94 ha), w dodatku podzielona pomiędzy 9 właścicieli. Chcąc nie chcąc działają tu więc prawa popytu i podaży i kto akurat pragnie Pinota z chusteczki, jak sądzę bez wahania wyciągnie luidora.

Natomiast 62 zł za najprostsze i najtańsze wino, jakie ma do zaoferowania Burgundia na polskim rynku woła o pomstę do nieba. I nie jest to – jak często – wina naszych importerskich marż. Te wina są drogie również we Francji. W większości kosztują ok. 10–12€, a uznane nazwiska kasują nawet po 16€. Te ostatnie flaszki to często zdeklasowane wina village albo i wspanialsze, powstające z wydajności, od której w Bordeaux czy Chianti umarliby na zawał serca (25–40 hl). Tyle że taką polityką cenową Burgundia sama się katapultuje poza zasięg normalnego miłośnika win. Polskiego z pewnością. Szkoda. Tęsknię za niewymiennym smakiem burgundzkiego Pinot Noir, tą zaświatową czereśnią, tym ostrym jak skorpion garbnikiem, zimną jak lód kwasowością. Ale sam burgundów nie kupuję i po tym panelu nie zacznę.

Jedno z najlepszych win panelu - i najtańsze z najlepszych (206 zł)

Jedno z najlepszych win panelu - i najtańsze z najlepszych (206 zł)