Wojciech Bońkowski
O winie i nie tylko

Chce się pić

Posted on 27 maja 2010

Im więcej gorących dni, tym bardziej chce się pić. W sezonie letnim odczuwam zwiększone pragnienie skierowane na lekkie wytrawne wina białe. Prowadzi ono do zwiększenia tzw. nacisku budżetowego. W tym kontekście chcę dziś wygłosić pochwałę znakomitego germańskiego wynalazku, jakim jest Literflasche. Zawierająca dwa dodatkowe kieliszki butelka jest nieoceniona właśnie w sezonie piknikowo-letnim.

Litrowe Silvanery, Veltlinery, Thurgały i Rieslingi to najtańsze wina swych autorów (są z reguły tańsze od najtańszego wina w 750 ml), niskoalkoholowe, lekkie, przejrzyste i zdrowo kwasowe. Wszystkie te cechy czynią z nich idealnych gasicieli pragnienia.

Dobrych win litrowych nie ma jednak wiele. Granica między tanim Rieslingiem a wodą z kwasem bywa w Niemczech i Austrii cieńsza od najkwaśniejszego cienkusza. Taki zakup zawsze się opłaca u dobrego winiarza (który taką samą jakościową troską otacza zwykle wszystkie swoje krzewy), natomiast w spółdzielniach i marketach to już loteria.

W Polsce litrówki proponują wszyscy więksi gracze austriackiej i niemieckiej półki. U Mielżyńskiego mamy Veltlinera od Salomona za 31 zł, w Jung & Lecker parę przyzwoitych pozycji z Palatynatu.

Z radością wypatrzyłem w Grand Cru flaszkę Veltlinera od Letha (miał go onegdaj w katalogu również DAC). Ten winiarz z podwiedeńskiego Wagram w ostatnich rocznikach coraz bardziej zwraca na siebie uwagę. Jego litrówka jest supersolidna. Nie prosi o żadną taryfę ulgową, jest winem pełną gębą, o nader satysfakcjonującym owocu i nieagresywnym kwasie. Intuicyjnie postulowałbym już rocznik 2009, ale 2008 jest bez zarzutu świeży, idealny do zielonych szparagów. Zapłaciłem 34,90 zł. Świat byłby lepszy, gdyby dobra litrówka kosztowała 24–27 zł, ale rozpaczy nie ma. To świetny przedsmak austriackich win, w których utonę już od jutra z okazji wiedeńskiego VieVinum.