Regularność
Posted on 4 sierpnia 2010
Po zeszłorocznej notce, w której dałem wyraz entuzjazmowi dla win dolnośląskiej Winnicy Jaworek, upłynął prawie dokładnie rok. Kilkakrotnie próbowane w tym czasie (w Krakowie i na Gali Magazynu WINO) potwierdzały swą klasę – zaintrygował mnie szczególnie Pinot Noir 2008 oraz świetnie zabeczkowane Chardonnay–Auxerrois 2008.
Teraz producent przysłał cztery wina z nowego rocznika 2009 na panel Magazynu WINO – zatem degustowane były w ciemno bez taryfy ulgowej dla swej „polskości”. Gwoli prawdy nie potrzebowały jej, bo wypadły świetnie. Jakość win z 2008 jak widać nie była przypadkiem (a był to wszak trudny rocznik) i w kolejnym, szczodrzejszym roku dojrzewające w dobrych warunkach Miękini winogrona oraz winifikacyjny talent Piotra Stopczyńskiego złożyły się na kolejny sukces. (Stopczyński w Winnicach Jaworek już nie pracuje, w 2010 r. będzie nadzorował produkcję m.in. w Winnicy Pałacu Mierzęcin).
To o tyle ważne, że regularnie „dowiezienie” jakości wina do butelki było dotąd i często pozostaje jednym z dużych problemów polskich producentów. Jackowi Boguszowi z podwarszawskich Łomianek wyszedł onegdaj dobry Gołubok 2005 – lecz od tej pory z jego butelkami więcej miałem kłopotów niż przyjemności. Winnica Pod Dębem w 2004 i 2007 zrobiła jedno z moich ulubionych Rond – ale rocznik 2005 kompletnie się nie udał. Z Winnicy Miłosz Krzysztofa Fedorowicza (prowadzącego dobry winiarski blog) jedne wina podobają mi się nad wyraz (Pinot Noir 2006 i Pinot Blanc 2008), a inne w ogóle (zielony Alibernet 2008 czy dziwaczny Devin 2007). Wina polskie starzone często w szklanych gąsiorach (ilości i fundusze są zbyt małe, aby opłacał się zakup większych stalowych kadzi, lecz w takich pojemnikach wino jest mniej stabilne), butelkowane ręcznie (linia do butelkowania to wydatek kilkunastu tysięcy euro), a stabilizacja i siarkowanie wina wymagają umiejętności i wprawy, których naszym winiarzom często brakuje.
U Jaworka tych problemów nie ma. To wina komercyjne pełną gębą, które w tym roku po raz kolejny mogą śmiało konkurować na naszym rynku z butelkami nie tylko z Czech, ale i Węgier, Austrii czy Francji. Pinot Noir Rosé 2009 w nieformalnym panelu tuzina win różowych uplasował się na zaszczytnym drugim miejscu; smakował mi bardziej niż trzy różowe etykiety Tamása Dúzsiego z Szekszárdu i bordoskie klarety. Jedyne znaki zapytania to wyczuwalne 9 g cukru i cena 46 zł. Drogi (52 zł) jest też Pinot Gris 2009, ale to najlepsze wino z degustowanej czwórki i naprawdę wielki polski sukces – świetny balans cukrowo-kwasowy i dobre smaki jabłka, melona i masła. Cukier resztkowy jest wyraźny w aromatycznym, typowym i bardzo pijalnym Traminerze 2009, który kosztuje z kolei tylko 36 zł i jest ich wart. Riesling 2009 to wino z gatunku „kontrowersyjnych” – cokolwiek zielone i kwaśne (5 g cukru to tutaj może za mało, choć alkoholu jest tylko 11%), a ponadto niezbyt aromatyczne – lecz przy swej strukturze i mineralności ma szansę się rozwinąć. To była naprawdę udana degustacja – z niecierpliwością czekam na wina starzone w beczkach, w tym tak udany w 2008 Pinot Noir.
Wina dostępne są w podanych cenach u producenta, a ponadto w sklepach internetowych: m.in. Wina.pl i Folky.